Kiedy parę lat temu, wspólnie z kilkoma toruńskimi „pozarządówkami” i kilkuset
zaangażowanymi mieszkańcami robiliśmy Restart, wniosków było wiele. Najczęściej chodziło
o zmiany w działaniu straży miejskiej, bo to temat bez końca. Coś drgnęło, trochę mniej
ostatnio „polują w bramach” na kierowców, ale to nadal najbardziej nielubiana formacja w
mieście. Restart postulował także więcej zieleni na starówce. Dla mnie niestety za dużo jest
wycinek, widać to także w sercu miasta (patrz Fosa Staromiejska i wycinka starych klonów
przy Collegium Maius). Pani rzecznik PMT napisała ostatnio w polemice do mojego felietonu,
że w miejsce jednego wyciętego drzewa posadzone będą trzy. Cieszę się. Tylko, że oboje
raczej nie dożyjemy, aby owe drzewa były tak wielkie i piękne, jak te wycięte. I na to
niestety, nie ma rady, bo drzewa rosną wolno, a giną w jednej chwili.
Jednak chyba najwięcej osób wskazywało na brak miejsc do siedzenia i ławek na Starym
Mieście. Wolontariusze, obchodząc każdą atrakcję turystyczną Torunia, zrobili dziesiątki
zdjęć ludzi siedzących na parapetach, schodkach i wszelkich wystających fragmentach
gotyckich murów. Bo jak się okazało, żeby usiąść na krześle lub ławce, trzeba kupić sobie
kawę i usiąść w letnim ogródku. Okazało się, że w Toruniu mamy najdroższe miejsca do
siedzenia w Polsce. W samym sercu Torunia opcje więc były dwie: albo usiąść w ogródku i
odpocząć za pieniądze, albo pozostawały jeszcze parapety wokół ratusza. Dlatego tak bardzo
ucieszyłem się, że na obu toruńskich rynkach pojawiły się parklety. Co to takiego? Fajne,
drewniane i co ważne ukwiecone miejsca do siedzenia i odpoczynku. Jednak „dało się”.
Zrobiło się piękniej, bardziej kolorowo i jakby bardziej europejsko. A tego ostatnio w naszym
kraju jak na lekarstwo. Może by tak wprowadzić ukwiecone parklety w Sejmie? Czy to może
w nim jeszcze coś zmienić?