Cindy
Fantastyczna, dumna kobieta, perfekcyjna artystka. Udało mi się taką spotkać w ostatnią sobotę w Bydgoszczy. Wiem, że powinno być „w Toruniu”, ale nie będzie. Bo u sąsiadów grała podczas festiwalu Drums Fusion amerykańska mistrzyni perkusji Cindy Blackman Santana.
Jej biogram od razu wskazuje, że ma się do czynienia z ważną postacią. Współtwórczyni sukcesu Lenny Kravitza i Carlosa Santany. Jedna z nielicznych kobiet perkusistek światowej sławy. Prywatnie są z Carlosem małżeństwem.
OK, sporo gwiazd widziałem w życiu, z wieloma rozmawiałem i piłem „soczki”. Ale Cindy Blackman Santana zafascynowała.
Prywatnie niestrudzenie walczy o prawa mniejszości - rasowych, religijnych, płciowych. Z wyznania jest bahaistką.
Nie akceptuje pytań typu: „czy kobiety perkusistki grają inaczej od mężczyzn?”. Kiedy jednak padają, nie robi scen, tylko spokojnie tłumaczy, że sztuka nie ma płci.
Mimo że Cindy jest Afroamerykanką czułem w niej coś bardzo podobnego do polskich kobiet. Bo biła od niej siła właśnie taka, jaka bije od Polek. Bo niestety nie mam wątpliwości, że Polki są lepszą częścią naszego narodu. Że ich czas nadchodzi nieubłaganie. Nieubłaganie (dlatego niestety) dla mężczyzn. Że szybko skończy się obecna orientacja, maczystowska, stawiająca mężczyznę na postumencie, a kobietę wyganiająca do kuchni. To ostatnie podrygi tego sposobu widzenia świata, drgawki są silne, ale to konwulsje przedśmiertne. Przyszłość cywilizacji należy niestety - w końcu dla mnie to mało pocieszające - do kobiet. Ale jeżeli będą takie jak Cindy, to OK, biorę to. Na klatę.
- Felieton
- felieton toronto
- Lenny Kravitz
- Carlos Santana
- Drums Fusion
- Cindy Blackman Santana
- magazyn toronto
- Toronto Toruń