„Sezon nienawiści” zamiast „sezonu ogórkowego”

Niby to były wakacje, ale nazwanie ich w tym roku „sezonem ogórkowym” byłoby pomyłką. Media, które zazwyczaj w lipcu i sierpniu publikowały teksty o odnalezieniu potwora z Loch Ness w stawie pod Chełmżą, tym razem nie miały kiedy odpocząć. Działo się tak za sprawą polityki krajowej i światowej. Albo obu na raz. Nie pamiętam, by przez kilkanaście lat, które przepracowałem w mediach, wydarzyło mi się takie lato.

Niestety, niewiele z tych informacji było wieściami dobrymi. W krajowej polityce między dwoma opcjami politycznymi i światopoglądowymi wyrosła ostatecznie przepaść, której nie da się pokonać żadnym środkiem lokomocji, ani żadnym dobrym słowem.

Apogeum wojny domowej jaka trwa u nas, był pogrzeb „Inki” i „Zagończyka” w Gdańsku. Wrzaski, nienawiść, bicie kobiet przez kiboli. Wściekłe ataki pseudopatriotów na KOD-owców, zbędne polityczne przemowy, wskazywanie przez członków rządu, kto z Polaków może, a kto nie powinien chodzić na uroczystości patriotyczne...

Coraz bardziej nie chcę nic o tym wiedzieć, nie chcę o tym słuchać i żałuję, że mam jeszcze na półtora roku wykupioną kablówkę. Gdyby nie to, jutro bym wywalił telewizor  jako sprzęt zbędny, a może i szkodliwy dla zdrowia.

Lato na świecie upłynęło zaś pod znakiem zezwierzęcenia muzułmańskich bandytów walczących jako tzw. Państwo Islamskie ze wszystkimi. Głównie zresztą z innymi muzułmanami.

Ich dzika nienawiść do tego, co demokratyczne, nieislamskie, europejsko-amerykańskie zaowocowała serią strasznych mordów. Zamachów w których miażdżono ludzi ciężarówkami lub zabijano niewinnych, staruszków księży w środku mszy.

Na tym tle nasze codzienne problemy z pieniędzmi czy pracą wydają się być śmieszne. Ale nie są. Nie są, bo każdy ma swój krzyż, na miarę ciężaru, jaki może unieść.

Niestety, nawet na tym najniższym i najbliższym nam, międzyludzkim poziomie daliśmy sobie popalić. Przez nadmorskie plaże przetoczyły się w tym roku tabuny ludzi jakby z innej planety. Pijanych, awanturujących się, niepilnujących dzieciaków, które pozostawione sobie niestety – zbyt często –tonęły w falach. A „parawaniarze” zmienili swoje urlopy na walkę o wschodzie słońca, kto zagarnie większy kawałek WSPÓLNEGO piasku na plaży.

 

To było niestety lato nienawiści. Wolałbym, żebyśmy powrócili do ogórków.

Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies . Zaktualizowaliśmy naszą politykę przetwarzania danych osobowych (RODO). Więcej o samym RODO dowiesz się tutaj.