Hydra dopingu zza wschodnich granic
Sierpień 2004 – Ateny, w których znowu – jak kiedyś przed tysiącami lat – odbywają się igrzyska olimpijskie. Jednym z murowanych kandydatów do medalu była polska czwórka podwójna z naszym Sławkiem Kruszkowskim. Byłem wtedy sponsorem naszego zawodnika, a cały sportowy Toruń czekał na pierwszy olimpijski medal dla miasta.
Wspólnie zorganizowaliśmy w dniu finałów śniadanie olimpijskie w jednym z nadwiślańskich hoteli. Prawda jest taka, że ten bieg naszym nie wyszedł, od startu zostali za Rosjanami, potem minęli ich Czesi. Jednak na samym finiszu, nie wiadomo jak i kiedy, dopalanie włączyła osada Ukrainy i na ostatnich metrach zabrała naszym medal. Ten bieg jest dla Sławka najczarniejszym z czarnych wydarzeń w życiu. Wiem, że nosi w sobie owe siedem setnych sekundy do dziś. A my na medal Łukasza Pawłowskiego w Pekinie czekaliśmy jeszcze 4 lata. W naszym sportowym światku głośno było o dopingu na Wschodzie. Zdyskwalifikowano ukraińską czwórkę kobiet, jednak faceci dobrze się ukrywali, a dowodów nie było. Od kilku miesięcy kraje z dawnego ZSRR popadają w coraz większe kłopoty. Wykluczono tenisową gwiazdę Marię Szarapową, rosyjskich łyżwiarzy szybkich i sporo medalistów z Soczi. Na igrzyska do Rio nie pojedzie żaden rosyjski lekkoatleta. Ostatnio odebrano złoto z Pekinu kazachskiemu sztangiście. Zyskał na tym Szymon Kołecki, który jest od tygodnia mistrzem olimpijskim. Tak sobie myślę, czy to nie czas, żeby cofnąć się jeszcze o 4 lata i ponownie zbadać próbki Ukraińców? Dziś przerwano wreszcie zmowę milczenia i mleko się wylało. Czy nie warto zawalczyć o ten „medal po latach” dla polskiej czwórki i Torunia? Na mojego nosa – warto.Sierpień 2004 – Ateny, w których znowu – jak kiedyś przed tysiącami lat – odbywają się igrzyska olimpijskie. Jednym z murowanych kandydatów do medalu była polska czwórka podwójna z naszym Sławkiem Kruszkowskim. Byłem wtedy sponsorem naszego zawodnika, a cały sportowy Toruń czekał na pierwszy olimpijski medal dla miasta. Wspólnie zorganizowaliśmy w dniu finałów śniadanie olimpijskie w jednym z nadwiślańskich hoteli. Prawda jest taka, że ten bieg naszym nie wyszedł, od startu zostali za Rosjanami, potem minęli ich Czesi. Jednak na samym finiszu, nie wiadomo jak i kiedy, dopalanie włączyła osada Ukrainy i na ostatnich metrach zabrała naszym medal. Ten bieg jest dla Sławka najczarniejszym z czarnych wydarzeń w życiu. Wiem, że nosi w sobie owe siedem setnych sekundy do dziś. A my na medal Łukasza Pawłowskiego w Pekinie czekaliśmy jeszcze 4 lata. W naszym sportowym światku głośno było o dopingu na Wschodzie. Zdyskwalifikowano ukraińską czwórkę kobiet, jednak faceci dobrze się ukrywali, a dowodów nie było. Od kilku miesięcy kraje z dawnego ZSRR popadają w coraz większe kłopoty. Wykluczono tenisową gwiazdę Marię Szarapową, rosyjskich łyżwiarzy szybkich i sporo medalistów z Soczi. Na igrzyska do Rio nie pojedzie żaden rosyjski lekkoatleta. Ostatnio odebrano złoto z Pekinu kazachskiemu sztangiście. Zyskał na tym Szymon Kołecki, który jest od tygodnia mistrzem olimpijskim. Tak sobie myślę, czy to nie czas, żeby cofnąć się jeszcze o 4 lata i ponownie zbadać próbki Ukraińców? Dziś przerwano wreszcie zmowę milczenia i mleko się wylało. Czy nie warto zawalczyć o ten „medal po latach” dla polskiej czwórki i Torunia? Na mojego nosa – warto.