Odlot na Jordankach
Nie sądziłem, że kiedyś znowu to napiszę. Poczułem dumę z bycia torunianinem. Więcej - nie sądziłem, że powodem będzie... kultura. Po wielu wydarzeniach w regionalnej kulturze, jakie miały miejsce w 2015 roku, uważałem, że moja ukochana dziedzina może zaskakiwać już tylko negatywnie.
Ale w piątek wieczorem zasiadłem w nowiutkiej sali Centrum Kulturalno - Kongresowego Jordanki. Zobaczyłem monumentalną, unikatową architekturę, która nie zostawia wątpliwości, że tu zacznie bić nowe serce kulturalnego Torunia. Pełna widownia, na scenie Toruńska Orkiestra Symfoniczna i trzy ogromne chóry młodych ludzi. A wszyscy zanurzeni w dźwięki wspaniałej IX Symfonii Ludwiga van Beethoveena i jego "Ody do radości". Czyste piękno.
Ale pomijając kwestie duchowo-artystyczne. Z bardzo konkretnego punktu widzenia, Jordanki są ultranowoczesnym obiektem. Dwie sale z możliwością stuprocentowej przebudowy widowni, w zależności od potrzeb. Podziemne parkingi, sale bankietowe i konferencyjne. Tylko ktoś nieznający się na organizacji wydarzeń lub wyjątkowo niechętny, może narzekać na ten obiekt. Obiekt jakiego u nas nie było.
Panie prezydencie Michale Zaleski, składam Panu gratulacje. Ta świątynia kultury, bliższa jest memu sercu niż most - proszę za to wybaczyć - ale dzięki niej znowu poczułem dumę z bycia torunianinem.
Poczułem, bo zdarzyło się tam to, co jest esencją sztuki. Sztuka pozwala każdemu z nas stać się na chwilę setką czy tysiącem innych osób. Ta chwila, gdy 1000 widzów i 200 muzyków oraz chórzystów współistnieje zjednoczona duchem jednego człowieka, to moment gdy dotykamy doskonałości. Tak było w piątek na Jordankach.