Francuzi trzymają się razem
Dziś słówko o słynnych Caracalach. Od razu uspokajam, nie mam zamiaru oceniać decyzji MON. Nigdy nie byłem w wojsku i zwyczajnie się na helikopterach nie znam. Uderzyło mnie coś zupełnie innego.
Otóż jestem pod wrażeniem reakcji francuskiego rządu na zerwany kontrakt z MON. Prezydent Holland natychmiast odwołał swoją wizytę w Warszawie. Nie czekał na opinie, stanowiska i wyjaśnienia strony polskiej czy Airbusa. Pokazał swoim obywatelom, że jest mocnym prezydentem, i jak rozumie francuską rację stanu. Respect, Monsieur le Président! Imponuje mi taki gest. Gest, który pokazuje obywatelom, że ich przedsiębiorstwa, koncerny i ich pracownicy są ważni, a naruszanie ich interesów to naruszanie interesów Francji. Pokazał swoim wyborcom, że nie jest tylko urzędnikiem, ale że jest prezydentem Francji i dba o to, co francuskie. Bo to są jego podatnicy, jego gospodarka i jego wobec nich obowiązek. Jak bardzo inaczej jest u nas... Tu mało kogo obchodzi lokalny czy miejscowy przedsiębiorca. Każdy urzędnik zasłania się ustawami, przetargami, audytami... Nikt nie pomaga, nikt ich nie wspiera, nie obchodzi go nic oprócz podatku, czynszu czy innej opłaty. Kiedy przejeżdżam przez Kowalewo czy Brodnicę z fabrykami toruńskiej Belli, kiedy widzę tuż za granicami miasta budynki Pacyfiku albo Apator w Łysomicach, to mi zwyczajnie żal. Z tej perspektywy widać najlepiej, że u nas o tę toruńską rację stanu się nie dba. Lokalny biznes jest pozostawiony tylko sobie, a często niektórym firmom robi się złośliwie pod górkę. Rolą władzy jest nie tylko bywanie wszędzie w Toruniu, ale także dbanie o naszą toruńską przedsiębiorczość. Bo to tutaj rodzą się wpływy do budżetu, tu powstają miejsca pracy, tu tworzy się perspektywa dla młodych. I mimo że u nas władza „nie czuje” biznesu, ja pewnie w Toruniu pozostanę. Ale kiedy widzę taki gest Hollanda wobec rodzimej firmy, wtedy z zazdrością myślę o prezydencie Francji.