O finale... subiektywnie

W niedzielę zakończył się sezon ligowy. Nasi żużlowcy zdobyli „na Jancarzu” srebrne medale i trzeba im tego serdecznie pogratulować. Przed sezonem wiele mówiło się o silnych drużynach z Zielonej Góry, Leszna, które wraz z Gorzowem miały odebrać Aniołom medale, a może nawet wypchnąć poza pierwszą czwórkę. Na papierze ich składy wyglądały bardzo dobrze, ale jak mawiają najstarsi kibice: nazwiska nie jeżdżą. Dlatego srebro, po wspaniałych meczach z Falubazem i minimalnej porażce ze Stalą, to świetny wynik. Mecz rewanżowy, podobnie jak nawet najwierniejsi kibice Apatora, obejrzałem jedynie w telewizji. Coś chyba z lubuską gościnnością jest „nie halo”. Tak bardzo bali się tam kilkuset „naszych”, że nawet przysługujące klubowi bilety zostały toruńskim fanom odebrane. Jakie to prymitywne... Szkoda jedynie, że w finale ligi znowu wróciły koszmary z przeszłości. Hucpa z biletami, dziwnie przygotowany tor, kontrowersyjne decyzje sędziego... Nikt nikogo za rękę nie złapał, ale żużlowcom Stali pomagały tego dnia ściany, łuki i sędziowskie oko... Mnie bardzo boli to, w jaki sposób i co o „Aniołach”, słyszałem od „bezstronnych” dziennikarzy. Nie da się ukryć, że Torunia w polskim żużlu nie lubią. Pytanie dlaczego? Pewnie z zawiścią podpatrują nasz od lat doskonale zorganizowany klub, zazdroszczą zawodnikom terminowych wypłat i doskonałej publiczności. Sukces, szczególnie w Polsce, zawsze budzi niechęć frustratów. Nie tylko w sporcie... Ale trudno nie łączyć tej niechęci w naszą toruńską ucieczką z Zielonej Góry kilka lat temu... Zepsuliśmy wtedy całej żużlowej Polsce frajdę z tego sportu. Obawiam się, że „smród” tamtego finału jeszcze wiele lat będzie ciągnął się za naszymi żużlowcami. Dlatego Anioły, już dziś bierzcie się do pracy, bo w przyszłym sezonie musicie być najlepsi. Jest co i komu udowodnić!

Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies . Zaktualizowaliśmy naszą politykę przetwarzania danych osobowych (RODO). Więcej o samym RODO dowiesz się tutaj.