„Bumar” z limitem
Dziś o tym, jak się robi odwrócony PR. Zacznę od krótkiego wstępu. Co jest najczęściej przytaczanym atutem galerii handlowych? Bezpłatny parking. Brawo! Pewność, że nie będziemy tracić czasu na szukanie miejsca i swobodnie zrobimy zakupy.
Co innego w „Bumarze”. Centrum Handlowe pobawiło się w cenzora czasu przeznaczonego na zakupy. Od tego tygodnia klient ma limit. Do wyboru 45 minut na centralnym placu bądź dwie godziny „z tyłu”. Zatem jeśli za długo pochylicie się nad wyborem pomidora w moim ulubionym warzywniaku: uwaga! laweta. Przynajmniej tak grzmi zarządca terenu, ze znaków na terenie. Jak tylko pojawią się pierwsze lawety – obiecujemy fotorelację. Więcej: czekamy na sygnał, jeśli – nie życzymy – padnie na Was. Pewnie prędzej na nas, bo redakcja znajduje się właśnie na terenie „Bumaru”. Możemy wykupić oczywiście abonament albo przenieść się na Starówkę. Na to samo wyjdzie. I nie żeby to była prywata. Dla mnie to po prostu absurd. Ale oczywiście teren jest prywatny, właściciel ma prawo zrobić z nim co chce. Jakie zbierze żniwo swoich decyzji? I jakie konsekwencje ten ruch będzie miał dla firm, które mają tam swoje siedziby? Bo już wybór i zakup mebli może być trochę dłuższy niż przytoczonego „pomidora”. Oby klienci z nową sofą nie musieli wracać autobusem, bo ich samochód będzie odholowany. No i sofa wyjdzie trochę drożej, niż było na metce. Myślałam, że w dzisiejszych czasach w cenie jest dbanie o klienta i robienie wszystkiego, by go przyciągnąć. Może się myliłam, a może to superstrategia, której nie pojmuję. Tylko dziwnym trafem… miejsce, które żyło staje się puste. Z wolnymi miejscami, problemu nigdy nie było. Ale teraz jest ich pod dostatkiem. Gdzie tu logika? Szukam. Będę obserwować i szukać. I parkować gdzieś na osiedlu. Tam też zrobię zakupy, idąc do i z pracy.