Muzycy w szkolnych murach

Zdarzyło mi się wrócić na chwilę do mojej szkoły podstawowej. Właściwie do budynku, w której się kiedyś mieściła (obecnie działa tam gimnazjum). Nie była to podróż sentymentalna. Po prostu, od czasu do czasu inicjuję w tym miejscu spotkania z muzykami, którzy grają koncerty w Hard Rock Pubie Pamela.

Tym razem pojawiłem się tam z moim przyjacielem Markiem Olbrichem w towarzystwie Eddiego Angela i Jimmy'ego Thomasa. Dla mnie wielkość muzyka nie jest mierzona tylko tym, co prezentuje na scenie, w studiu nagraniowym, swoimi kompozycjami czy tekstami. Właśnie takie „występy”, jak te w szkołach, pokazują, czy artysta jest charyzmatyczny i czy kocha to, co robi. Mark po spotkaniu gimnazjalistami, w wywiadzie dla telewizji szkolnej powiedział: „młode serca są szczere, ich odbiór jest autentyczny, są inspiracją”. Jimmy dodał: „kiedy gramy zwykłe koncerty, naszymi odbiorcami są ludzie dorośli, którym się wydaje, że wszystko już widzieli i wszystko już wiedzą. Tu jest zupełnie inaczej – młode dzieciaki nie wiedzą, co robimy, mimo to doceniają, że tu jesteśmy. To zupełnie inny klimat”. Właściwie dalszy komentarz nie jest konieczny. Dodam jedynie, że jakoś po tych „zajęciach” inaczej spojrzałem na podest wykorzystywany przez chór, w którym kiedyś śpiewałem, ucząc się w tym miejscu. Mimo upływu lat stoi tam nadal, więc zaprosiłem artystów, aby stanęli na nim do wspólnego zdjęcia. Pomyślałem, że to miły epilog mojej szkolnej przygody jako chórzysty. Trochę wcześniej tego samego dnia muzycy spotkali się z nieco młodszymi dziećmi, w jednej ze szkół podstawowych. Opisany powyżej skład wzmocnił toruński wokalista i harmonijkarz – Przemek Łosoś, nauczyciel tej szkoły. Jak sam stwierdził: „o godzinie 9 rano (dla bluesmanów to jeszcze noc)”. Było więc kilka minut poślizgu i związane z nim małe obawy. Zupełnie niepotrzebne. Dzieci zareagowały na swoich gości jak publiczność na koncercie Beatlesów. Takiej owacji na „tradycyjnych” koncertach już się nie spotyka. Szczególnie, że muzycy otrzymali tak dużo dobrej energii zanim zdążyli cokolwiek powiedzieć. Wyjątkowe przeżycie. Dla mnie również. Nic tak nie ładuje akumulatorów. Kilka dni później rozmawiałem z Mamą jednego z uczestników tego spotkania. Po powrocie ze szkoły syn (uczeń drugiej klasy) zakomunikował jej: „Dziś w szkole było świetnie. Przyjechał do nas zespół Blues, opowiadali, grali i śpiewali z nami”. Nie potrafił podać nazwisk... ale przecież nie nazwiska w tym wszystkim są najważniejsze...

Darek Kowalski

Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies . Zaktualizowaliśmy naszą politykę przetwarzania danych osobowych (RODO). Więcej o samym RODO dowiesz się tutaj.