9 października 2015 roku ukazał się pierwszy numer „Toronto”
7 października 2015, druk pierwszego numeru Fot. Mateusz Patalon

9 października 2015 roku ukazał się pierwszy numer „Toronto”

Czy minęło jak jeden dzień? Niekoniecznie. To był rok ciężkiej pracy. I to po pierwsze. Rok gruntowania pozycji na rynku wydawniczym, rok boju o przetrwanie i rok kolejnych doświadczeń.


Ale po roku mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że udało nam się stworzyć rozpoznawalną markę, tygodnik, który torunianie polubili i do którego szybko się przyzwyczaili. Nie bez powodu, bo otrzymują go Państwo w każdy piątek, bezpłatnie na ulicach Torunia, ale nie tylko. Również w dużych galeriach handlowych i miejscach, gdzie bywamy w czasie wolnym – w restauracjach czy klubach. Co tydzień piszemy o tym, co ciekawego dzieje się w naszym mieście, obejmujemy patronatem medialnym najciekawsze wydarzenia w naszym mieście, przez cały rok było to blisko 120 imprez. Wszystko to na prawie tysiącu stron, które ukazały się w ramach naszego magazynu, na przestrzeni 45 numerów. To 365 dni serca oddanego Toruniowi i jego mieszkańcom. Praca dziennikarzy, działu handlowego, który wspiera promocję toruńskich firm i obsługuję blisko trzystu lokalnych klientów, praca grafika, korekty, fotografów. To nasi rozmówcy – zarówno pracownicy miejskich instytucji, jak i organizatorzy wydarzeń kulturalnych, pasjonaci, ludzie, którzy tworzą nasze miasto. To oni nadają mu klimat, charakter, to oni sprawiają, że Toruń się zmienia.
Było ciekawie
Najwięcej emocji było na początku. Zanim ukazał się pierwszy numer, okazało się, że drukarnia, w której miał być drukowany nasz magazyn, nie spełnia naszych oczekiwań. Druk próbny wyszedł fatalnie. Było to dzień wcześniej przed planowanym drukiem pierwszego numeru. Kurier zabłądził. Pamiętam: popłakałam się. Celem było wyróżnienie się na rynku, postawiliśmy na jakość, a nam zaufali klienci, którzy postanowili zaistnieć w pierwszym numerze. Kupili w końcu kota w worku. Nie mogliśmy zawieść ich zaufania. Dodam, że był to okres przedwyborczy i wszystkie drukarnie miały maksymalne obłożenie. Znalezienie nowej, graniczyło z cudem. Ale następnego ranka cały proces był już przeniesiony do innej drukarni. Zmienialiśmy formaty, gazeta była, zresztą jest do dziś docinana, by jej wielkość była dla Państwa wygodna. Nie mogliśmy się poddać na tym etapie. Udało się! Kiedy byliśmy już wieczorem w Pile „podpisać” pierwszy numer, emocje opadły. Mogliśmy cieszyć się z widoku 30 000 sztuk pierwszej gazety, którą stworzyliśmy sami od A do Z. Dwa dni później „Toronto” było już na ulicach naszego miasta. Cały projekt powstał w miesiąc. Tak! W korporacji pewnie trwałoby to rok, no może pół. Naszemu zespołowi udało się przenieść doświadczenia, które zdobyliśmy w dużych firmach wydawniczych. Kilka osób z naszego grona to wręcz „pionierzy” prasy bezpłatnej. Zaczynaliśmy od pierwszego i moim zdaniem najsilniejszego w historii toruńskiej prasy bezpłatnej tytułu: „Teraz Toruń”. To był nasz poligon doświadczalny. Wynieśliśmy i to, co dobre i to, co złe. Nauczyliśmy się, że najważniejsze jest wypracowanie silnej marki, takiej, z którą Czytelnik będzie się utożsamiał i którą będzie lubił. Kiedy rozpoczęliśmy więc pracę, wiedzieliśmy dokładnie, czego chcemy. Jak ma wyglądać nasza gazeta, jaki ma mieć przekaz i ideę.
Prasa bezpłatna
Wiele osób zadawało nam pytanie dlaczego prasa bezpłatna. Często taki rodzaj wydawnictw przyrównywany jest z czymś gorszym. To błędne myślenie. Drukarnia nie drukuje nas za darmo, firma kolporterska nie rozdaje nas za darmo, a pracownicy redakcji nie są wolontariuszami. Bezpłatny magazyn powstaje przy partycypacji w jego koszty przez reklamodawców. Chcą promować swoje usługi w atrakcyjnym otoczeniu, a my staramy się je zapewnić. Szanujemy swoich partnerów. Nie zajmujemy się „krwawymi” treściami, nie prowadzimy „kroniki kryminalnej”. Nasza gazeta nie leży gdzieś pod płotem i nie moknie, rozdawana jest przez oznaczonych kolporterów, w oznaczonych punktach. Trafia tylko do tych osób, które chcą ją przeczytać. Tylko jeden egzemplarz… robimy wyjątki dla osób, które znalazły się na naszych łamach, mają prawo wziąć dwie sztuki. „Toronto” trochę przełamało myślenie o prasie bezpłatnej. Podnosząc poprzeczkę, jakość. Nie byłoby tego wszystkiego, gdyby nie firmy, które nam zaufały, partnerzy, wszyscy przychylni, wszyscy, którzy trzymali kciuki od samego początku i trzymają do dziś. Za to bardzo Wam dziękuję. I jeszcze sedno całej sprawy, dlatego nasz magazyn jest bezpłatny? Według nas, jeżeli mamy mówić o przyszłości prasy, to tylko w takim wydaniu. W dobie internetu, komórek i tabletów, jesteśmy na bieżąco zanim informacje pojawią się w druku. To wielka wojna między światem cyfrowym a tradycyjnym. Ale proszę, przyznajcie się szczerze: kiedy ostatni raz kupiliście gazetę? No właśnie. Cenimy wydawnictwa papierowe, lubimy mieć gazetę w ręku, zrobić sobie chwilę przerwy. Ale w praktyce nie zawsze się udaje. Mam nadzieję, że „Toronto”, które podajemy Państwu co piątek na największych toruńskich skrzyżowaniach i w największych galeriach, najlepszych restauracjach i klubach, jest alternatywą.
Toronto
Na koniec nie odmówię sobie napisać kilku zdań o nazwie. „Toronto”. Skąd? Chyba tłumaczyć nie muszę. W potocznej mowie używana powszechnie. Ale dlaczego nazywać tak tygodnik? Bo trzeba było trochę oddechu, nie chcieliśmy kolejnej gazety która będzie nazywała się „Toruń coś tam”. Takich marek było na pęczki, i tych istniejących, i tych, których już nie ma, ale ich nazwy jeszcze funkcjonują. Ryzyko było. Przyjmie się, albo nie. I kiedy zaczęliśmy mówić głośno o „Toronto”, kiedy robiliśmy testy wdrażające tytuł, okazało się, że to hit. Nie było osoby, która nie uśmiechnęłaby się na słowo „Toronto”. My chcemy tworzyć pozytywną gazetę, więc udało się chyba trafić. A po roku, już chyba nikt nie rozkłada tej nazwy na czynniki pierwsze. Po prostu wie, że „Toronto” to gazeta, którą dostanie w każdy piątek. Z której dowie się, co ciekawego dzieje się w naszym mieście, gdzie warto zapisać się na kurs angielskiego i jakie wybrać studia. Jesteśmy dla mieszkańców i szybko się to nie zmieni. Bardzo dziękujemy za nasz pierwszy rok

Żaneta Lipińska-Patalon
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies . Zaktualizowaliśmy naszą politykę przetwarzania danych osobowych (RODO). Więcej o samym RODO dowiesz się tutaj.