213 trupów kontra Islandia
Od ostatniego felietonu minęły dwa tygodnie naładowane wydarzeniami. O dwóch chciałbym napisać. Oba działy się 3 lipca.
Tego dnia, kiedy wzruszaliśmy się (przynajmniej część z nas) bohaterską postawą islandzkich piłkarzy i ich kibiców, na ulicy w Bagdadzie dogorywało 213 osób zamordowanych w kolejnym zamachu bombowym ISIS. Kolejne 170 na sygnale odwożonych było do szpitali w stolicy Iraku.
Nie mam zamiaru tu grzmieć, że jesteście źli, bo nie zmieniliście zdjęć profilowych na iracką flagę. Przecież po strasznych zamachach w Paryżu polski Facebook zaroił się flagami Francji.
Ja też tego nie zrobiłem, ja też byłem pod wrażeniem Islandczyków i oglądałem ich mecz. Ja też okazałem się byle jakim, zainteresowanym tylko swoim europejskim ciepełkiem człowiekiem.
A jednak była grupa Polaków, którzy zainteresowali się bagdadzkim zamachem. To szumowiny, które wypłynęły wraz z falą ksenofobicznych ataków na uchodźców. Pod newsami o zamachu można było czytać komentarze np. Stanleya: „Niech się wytłuką do ostatniego zboka”.
„Nie jest chrześcijańskim naród, który odrzuca potrzebujących” – powiedział papież Franciszek. Ale on się u nas nie liczy. U nas nadal trwa pontyfikat Jana Pawła II. To, że on nie żyje, nikomu nie przeszkadza. Tak samo jak 213 ludzi rzężących i wykrwawiających się na asfalcie jednej z irackich ulic. Takim samym asfalcie, jaki mamy na placu Teatralnym.