Budy jak w Pułtusku
Poprzedni szef Biura Centrum Miasta zawsze podkreślał, że Toruń to nie Łomża czy Pułtusk i musi wyglądać. Mimo że wiele aranżacji Andrzeja Szmaka budziło kontrowersje, zawsze miały artystyczny przekaz. No, może wózek z Rynku Nowomiejskiego czy studnia Strobanda na drugim z rynków nieco Dyrektorowi „nie wyszły”, ale o gustach się nie dyskutuje.
Zawsze go także drażniły drewniane budy z Żeglarskiej. Do dziś nie mam pojęcia, po jakiego grzyba nam te paskudne kramiki. Mało, że szpetne, to jeszcze sprzedają tam łuki albo ciupagi z napisem Toruń. Mieszkam w Toruniu od urodzenia, ale ani Wilhelma Tella, ani Robina Hooda tu nigdy jakoś szczególnie nie celebrowano. Do gór, jak na potrzebę posiadania ciupagi rzecz jasna, także dość daleko, no chyba że potrzebna na Dębową Górę, ale tam teraz już jakby spokojniej. Aby podnieść współczynnik „zakramikowania” ulicy Żeglarskiej, owe drewniane kioski ustawiono po obu stronach ulicy. Dokładnie na granitowych płytach, po jakich można jeździć wózkami czy chodzić na szpilkach. Ot taka turystyczna atrakcja. Efekt dało to taki, że od katedry do ratusza, nie przejdzie już żadna kobieta na obcasach i nie dojedzie żaden wózek bez terenowych opon, o karetce czy wozie straży pożarnej nie wspomnę. Apeluję więc, do Pana Prezydenta, BTCM i MKZ, dbając zarówno o wygląd, jak i funkcjonalność Żeglarskiej: Kochani – zabierzcie nam stąd te budy. Bo to obciach.