Kobranocka jubileusz świętuje bez prądu
Rozmawiamy z
Andrzejem „Kobrą” Kraińskim i Jackiem Bryndalem z zespołu „Kobranocka”
30 lat. Dużo? Mało?
Andrzej: Patrząc pod kątem nieprawdopodobnie szybko płynącego czasu, to faktycznie mało. Wydaje mi się, że ten początek był trzy lata temu.
Jak samopoczucie przed występem, prze toruńską publicznością?
Andrzej: Przyznam szczerze, że trema występuje naprawdę niezmienna od tylu lat. Dodatkowo gramy czwarty koncert akustyczny w swojej karierze. Zdecydowaliśmy, że dojdzie do niego właśnie w naszym Toruniu, w Teatrze Muzycznym.
Jacek: Uważam podobnie jak Andrzej. Toruń jest specyficznym miejscem i mam trochę większą tremę. Jednak na scenie jesteśmy autentyczni niezależnie, gdzie gramy i ile osób nas ogląda.
Ten autentyzm to przepis na sukces?
Andrzej: Tak, dzięki temu widać, że nie jesteśmy „farbowanymi lisami”. To jest sposób na długowieczność i nieśmiertelność. Ktoś, kto nie jest autentyczny, spada bardzo szybko. Czasami dzięki szczęściu chwila sławy trwa trochę dłużej.
Autentyzm, szczęście…
Andrzej: Rozsądek, który przyszedł w odpowiednim momencie…
Jacek: …oraz sztuka kompromisu. Czasami w grupie ktoś musi zrobić krok w tył, a inny w przód. Wszystko zależy od tego, jak ktoś w danej grupie potrafi odpuścić w krytycznych, nerwowych momentach. Ocieramy się o siebie, a nie zderzamy w newralgicznych chwilach i chyba dlatego razem jesteśmy 30 lat.
A czego brakuje dzisiejszym zespołom, artystom. Wy należycie do grona tych zespołów, które zaczynały w latach 80.?
Andrzej: Współczesnym piosenkom brakuje podstawowego dla mnie składnika, czyli melodii. Dzisiaj piosenki opierają się na rytmie, ale jeżeli jest melodia, to pamiętana jest przez moment lub powtarzana w innych piosenkach.
A skąd pomysł na koncert akustyczny?
Jacek: Pomysł wracał od wielu lat. Formuła grania akustycznego daje piosenkom, które nie ujrzały światła dziennego, możliwość zaistnienia na scenie. Myślę, że właśnie to zarówno mi, jak i moim kolegom się bardzo podoba. W momencie kiedy jesteśmy już trochę zmęczeni graniem elektrycznym, nagle pojawia się perełka w postaci koncertów akustycznych. Prezentujemy trochę innych zestaw piosenek na scenie, więc jest to taki oddech świeżości.
Andrzej: Na początku lat 90. pojawiła się moda na MTV Unplugged, nas to nie kręciło. Wtedy nie skorzystaliśmy z tego trendu. Po dwudziestu latach zagraliśmy na imprezie u naszego kolegi. Obejrzeliśmy zapis tego koncertu, całość wyszła pozytywnie. Postanowiliśmy zaopatrzyć się w sprzęty akustyczny, na którym bardzo dobrze nam się grało. Po jakimś czasie moda wróciła, a my stwierdziliśmy, że nie będziemy czekać. Drugi koncert zagraliśmy w Radiu Łódź na żywo, co zostało nagrane i są plany wydania płyty.
Mieliście okazję wystąpić poza granicami kraju.
Jacek: Dokładnie. Dopiero wróciliśmy z Anglii, gdzie 99,9 procent widzów to byli Polacy. Można było zauważyć, że są spragnieni polskiej kultury. Można to było odczuć na koncercie, kiedy publiczność razem z nami śpiewała poszczególne piosenki. Wracały też wspomnienia ze starych, jarocińskich koncertów. Nasze koncerty się sprawdziły, czego skutkiem jest powrót do Anglii już we wrześniu. Nie były to spektakularne wydarzenie w dużych salach, lecz w pubach, gdzie bawiło się około 200 osób.
Karolina Owsiannikow
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.