Ten felieton miał być o Jordankach, ale nie będzie
Ten felieton miał być o Jordankach, ale nie będzie
Bo początki bywają trudne. Mam wielką nadzieję, że akustyka nowej, wielofunkcyjnej sali, będzie dobra przy wszystkich układach widowni i przy wszystkich gatunkach muzycznych. Po owocach, po czasie, prawdę poznamy.
W tak małym mieście (mam na myśli nie tylko ilość mieszkańców, a sezonowo studentów oraz turystów) zagęszczenie obiektów rozrywkowych na metr kwadratowy jest bardzo duże. Osobiście mieszkam na Bydgoskim Przedmieściu i w promieniu mniej niż 2 km od domu mam: Aulę UMK, Od Nowę, Arenę Sportową, Jordanki, Dwór Artusa, amfiteatr w EtnoMuzeum, Teatr Horzycy, Klub Muzyczny Lizard King. Mamy jeszcze Krzywą Wieżę, czyli Toruńską Agendę Kulturalną, która generuje wydarzenia na obu rynkach, na bulwarach, dachach, skwerach…
Malkontent powie: za dużo. Entuzjasta nic nie powie, bo zaniemówi. Patrząc na to oczami skromnego idealisty, stwierdzam, że miałoby to większy sens, gdyby do miasta co weekend waliłby tłumy melomanów z całej Europy. Hotele, apartamenty, hostele. Trochę tego mamy. Jest też gdzie ludzi nakarmić i upoić. Wszędzie blisko.
Lecz w czym problem? Z przepływem informacji. Mieszkańcy narzekają na to, że dowiadują się o wydarzeniach za późno, bądź wcale. To prawda. Inne aspekty to brak wystarczająco wolnego czasu, pieniędzy. Podstawa to turystyka! Sam ostatnio przypadkiem dowiedziałem się, że Toruń Porusza. Jest taka aplikacja, nawet całkiem sprytna, o takiej właśnie nazwie. Wygenerowana za publiczne pieniądze z inicjatywy UMT. I za to brawa. Pytanie tylko, czemu nie została wypromowana skoro sama ma reklamować to się w Toruniu dzieje? Gdzie logika?
Michał Powsinoga Gajewski, event menager