Dumny z Polski

Jakoś tak się złożyło, może to jesienny nastrój, że przypomniałem sobie Polskę z czasów mojego liceum. Koniec lat 80., szary, zdewastowany kraj. Jeżeli chcecie uzmysłowić sobie, jak było, wyobraźcie sobie, że dumą Warszawy i oznaką luksusu był hotel Victoria na dzisiejszym placu Piłsudskiego. W Toruniu ulica Podmurna wyglądała jak zrujnowane miasteczko powojenne, a hitem restauracyjnym miasta była… robiona z mrożonek pizza w knajpie Mr Smarty’s na Chełmińskiej.

Teraz jeżdżąc po Polsce, czuję dumę. Dumę z narodu, który rozdeptany przez Niemców i Rosjan raptem pół wieku wcześniej, podniósł się z upadku i mamy dziś autostrady, nowoczesną architekturę, czyste parki i przystanki (przynajmniej w centrum).

Ktoś powie, że nie ma się czym ekscytować, ale przecież to, co mamy, nie spadło z nieba! Mogliśmy przecież być jak dzisiejsza Ukraina. Ekonomiści wskazują, że w 1989 r. oba kraje były w tym samym miejscu rozwoju. Tak, możemy być dumni z samych siebie. I jesteśmy dumni, ale chyba nie z tego, co trzeba. Chwalimy przedwojenną polską armię, która była źle zarządzana i uzbrojona, co w tydzień udowodnili nam Niemcy. Wysławiamy katastrofy powstań z XIX wieku i walkę o polskość w czasie zaborów. Zapominamy jednak, że to właśnie na nasze osobiste życzenie do tych zaborów doszło.

Zamiast tego czas zacząć być dumnym z takich postaci jak Antoni Tyzenhauz. Pod koniec XVIII wieku tworzył w Rzeczpospolitej podstawy zachodnioeuropejskiej gospodarki, budując na Litwie 50 fabryk! Albo inżynier Eugeniusz Kwiatkowski, który na piasku nadbałtyckim postawił Gdynię. Polsce nie są potrzebni straceńcy idący z szablami na działa. Mamy inne powody do dumy.

Jarosław Jarry Jaworski

specjalista public relations,
freak
 
 

Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies . Zaktualizowaliśmy naszą politykę przetwarzania danych osobowych (RODO). Więcej o samym RODO dowiesz się tutaj.