Jeździec trochę bez głowy…
Mimo że sam nigdy nie byłem w wojsku, do armii mam respekt ogromny, ot jak to w Polsce, wychowano mnie w duchu szacunku do munduru. Z wielką radością oglądam wojskowe parady, defilady i pokazy różnych rodzajów broni. Pewnie to trochę pozostałość chłopca, a trochę zwyczajna ciekawość.
Wojsko zawsze chyba fascynuje facetów, zarówno starszych, jak i młodszych. Ale wojsko to nie pokazy i defilady, ale ciężka służba, odpowiedzialność, odwaga i mądrość jego dowódców. I tu rodzą się moje obawy, bo biznes i wojsko lubią ciszę. Im o ruchach kadrowych w wojsku ciszej, tym lepiej. U nas niestety jest z tą ciszą coraz gorzej. A to napadamy sami na siebie, wchodząc z żandarmerią i demolując jakiś chyba tajny zespół NATO-wski, co o powadze naszej armii świadczy dość licho. Innym razem przed niejakim Misiewiczem (to ten Misiek z apteki, co załatwiał, balując w nocnym klubie, pracę w MON-ie studentom) salutują dowódcy, a wojsko wita go jako Ministra. Potem wojsko wyłącza ruch na ulicach, kiedy szef MON-u przechodzi przez jezdnię – dokładnie na szagę. To tylko incydenty, które powagę i honor oficerski wprawdzie rujnują, ale to jeszcze nie koniec świata. Jednak mnie, zatwardziałego cywila, co prochu nie wąchał, przeraża ogromna czystka w armii. Lecą głowy dowódców jednostek, rodzajów broni, pustoszeje sztab. Prawie jak jeździec bez głowy. Przypomina to czystki, jakie w latach trzydziestych prowadził Stalin. Jedynym kryterium pozostania w mundurze była absolutna lojalność wobec Kremla. W efekcie jedna z najliczniejszych armii świata pozostała bez doświadczonych dowódców, o czym ZSRR krwawo i boleśnie przekonał się podczas wojny z Finlandią. Źle dowodzona i rozpolitykowana Armia Czerwona długi czas dostawała tęgie baty od nielicznych Finów. Skąd ta obawa, spyta ktoś… Ano, bo kiedy na wschodzie płonie Ukraina, zachód zalewa fala islamska, Turcja pręży muskuły, to chyba bardzo ważne, aby naszą armią dowodzili najlepsi, a nie jedynie najlojalniejsi generałowie…