Tak, czytam krzaki.
Za każdym razem, kiedy ktoś pyta mnie co studiuję i odpowiadam „japonistykę”, to spotykam się z podobnymi rekcjami. Mieszanka podziwu, respektu i dystansu na twarzy rozmówcy oraz seria pytań „to ty piszesz tymi krzakami?”, „a chiński i japoński to prawie to samo, prawda?”, „a co ty będziesz po tym robić?!”.
Jeśli ktoś jest wyjątkowo wnikliwy i zaczynam na jego prośbę tłumaczyć na czym polega japoński system pisma, to dopiero zaczynają się schody! Trudno bowiem wytłumaczyć to komuś, w minutę przy herbacie, a takiej odpowiedzi oczekuje zazwyczaj mój rozmówca. Podobne sytuacje powtarzają się już kolejny rok, ale za każdym razem rozczulają mnie tak samo. Japoński to bowiem język jak każdy inny i nie trzeba mieć wybitnych zdolności, aby móc nauczyć się „czytać krzaki”. Po trzech latach studiowania japonistyki na UMK postanowiłam spróbować swoich sił i wyjechać na praktyki studenckiej organizacji AIESEC, do czego zachęciła mnie starsza koleżanka, która wróciła z podobnego wyjazdu bardzo zadowolona. Po wielu formalnościach i przejściu rekrutacji nadeszła decyzja- przyjęli mnie, jadę do Japonii na pół roku! Szok, niedowierzanie, a przede wszystkim strach. Od lipca do stycznia br. pracowałam w japońskiej firmie jako reporterka. Praca była wręcz wymarzona! Jeździłam na jednodniowe wycieczki turystyczne i brałam udział w festiwalach, pokazach oraz różnych eventach. Odwiedziłam dziesiątki muzeów, świątyń i zabytków. Oglądałam przepiękną japońską przyrodę, nadmorskie malownicze miejscowości, krajobrazy spowite w jesienne liście i widoki ze szczytów gór. Z każdej wycieczki przygotowywałam reportaż na turystyczny portal internetowy w wersji po japońsku i po angielsku. Po realizacji jednego materiału, znów mogłam jechać w kolejne miejsce. Oprócz wielu lekcji, jakie wyniosłam z moich wycieczek, niemal codziennie mogłam obserwować, jak funkcjonuje japońska „kaisha”, czyli firma. Nie był to wielki konglomerat finansowy, z jakimi często kojarzymy japońską potęgę gospodarczą, ale mała kilkuosobowa firma. Jednak nawet tam można było zaobserwować osławione japońskie podejście do pracy, chociaż wciąż trudno mi ocenić, czy jest lepsze, czy gorsze od zachodniego, więc zostanę przy słowie „inne”. Po powrocie z Japonii zajęłam się japońskimi firmami na naszym lokalnym toruńskim podwórku i przeanalizowałam ich historię w PSSE.
Weronika Golubska