Bóg się rodzi, moc truchleje...
Już jutro usiądziemy do wigilijnej wieczerzy. To dzień dla Polaków szczególny. Wielu z nas będzie do tego białego wigilijnego stołu jechać z bardzo, bardzo daleka, wielu niestety przy tym stole zabraknie.
W naszych rękach pojawi się opłatek, będą życzenia, łzy, uściski... nieraz po latach. Każdy z nas lubi święta, jest troszkę lenistwa, troszkę dłuższego spania, sporo spotkań i upominków. Ale w naszej polskiej tradycji święta Bożego Narodzenia to przede wszystkim czas spokoju, wspólnoty, wyciszenia. I tego Państwu i nam wszystkim życzę. Tego najbardziej. Ostatnie dni w Polsce są tak bardzo niespokojne. Na ulicach pojawiły się masy ludzi, demonstracje, marsze, protesty. Wróciła chyba klątwa polskich grudniowych nieszczęść. Sejm ogrodzony murem i kordonem policji zamiast świątecznych iluminacji i choinek, zdobią opancerzone wozy i grupy demonstrantów. Napięcie rośnie, agresja wzrasta. Polak zaczyna złorzeczyć drugiemu Polakowi, siłę argumentów, zastępują powoli argumenty siły. Nie ma tu miejsca na adwentowe wyczekiwanie i refleksję, nie ma miejsca na dialog i porozumienie. Jest liczenie szabel, odgrażanie się jedni drugim, prężenie muskułów. Szkoda, że w tym szczególnym czasie z przywileju jednoczenia i godzenia ludzi nie korzysta w pełni polski Kościół. Bardzo brakuje mi takiej próby przełamania impasu ze strony milczącego episkopatu. Przecież na kilka dni przed Wigilią żaden Pola, nie odrzuciłby kapłańskiej ręki podającej opłatek, a podawanie go nawet grzesznikom jest wszak wpisane w duszpasterstwo. Do tego jeszcze w Berlinie z ręki terrorystów giną bezbronni Niemcy i polski kierowca. Czy to nie za dużo nieszczęść w tym grudniu? Jakoś mało chrześcijańskie stają się te święta, zamiast zgody i pojednania – konflikt, zamiast radości – ból i strach przed terrorem. Dlatego z całego serca życzę nam wszystkim choć na kilka dni spokoju, zgody i dialogu oraz tradycyjnie zdrowia... Dobrych świąt!!!