O Szosie Chełmińskiej, znowu....
Zaczął się kolejny rok szkolny. Ze względu na planowaną za rok reformę szkolnictwa, sporo dzieciaków zmieniło szkoły, aby przez kolejne lata podstawówki było bliżej i łatwiej do niej trafić. Obawiają się tych zmian wszyscy, bo jak to ze wszystkim, stare było może niedoskonałe, ale było znane. Czy Nowe będzie lepsze?
Zobaczymy po latach. Bez względu jednak na owe zmiany, jedno jest stałe. Oto niezmiennie, pomiędzy 7.30 a 8.30 na większości ulic Torunia pojawiają się tysiące aut, którymi rodzice podwożą dzieciaki do szkół. Większość zaspanych uczniów pewnie trochę marudzi, sporo spóźnionych rodziców trochę się śpieszy, a wszyscy próbują objechać zakorkowane codziennie „wąskie gardła”. Stoję w tym korku od strony Wrzosów ku centrum i ja. Każdego dnia zadając sobie to samo pytanie. Kiedy Szosa Chełmińska, pomiędzy Polną a Średnicówką, będzie normalna. Normalna, czyli czteropasmowa i z zatoczkami dla autobusów. Bo to właśnie przystanek autobusowy przy Lidlu, tuż za dworcem północnym, najbardziej korkuje tę ulicę. Nie wiem, ile już linii zatrzymuje się na nim, ale stoję tam każdego dnia, o każdej porze, czekając na odjazd autobusu w kłębach czarnego dymu. A to dlatego, że nie ma tam zatoczki, mimo że miejsca i gołego piachu tam hektary. I o ile na budowę nowej drogi i nowych pasów mogę cierpliwie czekać, bo koszty takiego remontu są wysokie, o tyle tego nie potrafię zrozumieć od lat. Czy Torunia i MZD nie stać na jedną, mieszczącą dwa autobusy zatoczkę? Przecież nawet tymczasowe utwardzenie 30 metrów ugoru obok płotu „Mentora”, nie kosztuje wiele, a zjechanie autobusów do takiej zatoczki pozwoli płynnie jechać samochodom. Drodzy decydenci, drogi nowy szefie MZD, pomyślcie proszę o nas, wkurzonych i wystających w korkach za autobusami MZK rodzicach, kierowcach, dostawcach, kurierach... To tylko mała zatoczka, a jakie ułatwienie... Poproszę o troszkę empatii .