Gdzie te chłopy...
Powoli mijają już emocje związane z igrzyskami ostatniej olimpiady. Nasi wrócili z Brazylii, ale przyznać trzeba, że raczej z dobrym niż doskonałym wynikiem. 11 medali to zawsze lepiej niż owe nie do złamania 10 z poprzednich, ale oczekiwania były chyba większe.
Ale po kolei. Po pierwsze: ogromne brawa dla wszystkich medalistów. Każdy, kto choć ciut czuje sport i nieco w nim siedzi, wie, czym jest olimpijski medal. To coś, na co pracuje się często kilkanaście lat, to litry potu, tony przerzuconych ciężarów, tysiące kilometrów biegu czy jazdy rowerem, to dziesiątki tysięcy przepłyniętych basenów i ogrom bólu, kontuzji czy ludzkich chwil zwątpienia. A nagrodą największą jest zawsze ów wymarzony, wyczekany, wymodlony i wyszarpany kawałek metalu z olimpijskimi kółkami. To cel każdego sportowca. Tak więc – wielkie gratulacje dla medalistów. Ciekawostką jest, że na 11 medali aż 8 zdobyły nasze Panie. Rodzi się więc pytanie, czy to one są najlepsze (bo najpiękniejsze są na pewno) na świecie, czy nasi panowie nieco zawiedli? Danuta Rinn zapytała by zapewne: „gdzie te chłopy, orły, sokoły, herosi?”. Troszkę do szczęścia zabrakło wioślarzom i Mirkowi Ziętarskiemu, a czwarte miejsce czwórki podwójnej to już chyba powoli toruńska olimpijska tradycja... O podium otarli się piłkarze ręczni, siatkarze, kajakarze, jakieś fatum zabrało medale Fajdkowi i Kszczotowi. Kompletna klapa to pływacy i wszystkie sporty walki: boks, zapasy, judo, szermierka. Honor uratowała nam – a jakże, baba – brązowa zapaśniczka Monika Michalik. Niestety, nie obyło się bez „obciachu” z dopingiem - zakały startu biało-czerwonych. To także strzał w kolano dla polskich ciężarów. Szkoda, bo tuż za miedzą, dzięki wsparciu wojska i nazwisku Szymona Kołeckiego, powoli tworzył się świetny plan na odbudowę w Zawiszy, mocnej polskiej sztangi... A tak dwaj bracia „koksiarze”, spalili ostatnie podejście do jej ratowania. Żal...
- toronto
- magazyn toronto
- magazyn toruń
- toruński magazyn
- bezpłatny tygodnik toruński
- darmowy tygodnik
- toruń