Marta Pilia: Cieszę się, że tutaj trafiłam
Jak się okazuje, żeby zaczerpnąć sycylijskiego klimatu, nie trzeba wyjechać na południe Włoch. Marta Pilia to Włoszka, która od lipca podjęła wyzwanie, żeby w Toruniu uczyć swojego ojczystego języka. W rozmowie dla „Toronto” opowiada o spostrzeżeniach na temat różnic kulturowych i tego, z czym się je culurgiones czy sebadę.
Podczas naszego pierwszego spotkania wspominałaś, że pochodzisz z… Sardynii?
– Zgadza się, pochodzę z Sardynii. Jest to druga co do wielkości wyspa na Morzu Śródziemnym, położona w środkowej części Włoch. Serdecznie zachęcam do odwiedzenia tego regionu ze względu na jego wyjątkowe, starożytne korzenie. Niesamowite krajobrazy, pyszne potrawy i cudowne morze tworzą najlepszą wizytówkę tego miejsca.
Dlaczego postanowiłaś opuścić rodzinne strony i uczyć języka włoskiego właśnie w Toruniu?
– Z wykształcenia jestem magistrem filologii starożytnej. W ramach studiów miałam zajęcia z języka łacińskiego i starogreckiego. Od zawsze chciałam zostać nauczycielem i lubię wyzwania. Mam kilku przyjaciół, którzy byli jakiś czas temu w ramach projektu Erasmus w Polsce. Bardzo dobrze się tutaj zaaklimatyzowali i polecili mi, żeby wybrać właśnie Toruń. Jest to piękne miasto i niezwykle cieszę się, że tutaj trafiłam. W przyszłości planuję zamieszkać w Wielkiej Brytanii, dlatego też korzystam z tego, że przy okazji mogę ćwiczyć swój angielski.
Jak torunianie radzą sobie z językiem włoskim, co sprawia im największą trudność?
– Muszę przyznać, że moi uczniowie radzą sobie naprawdę dobrze i robią spore postępy. Jak w każdym języku najwięcej wątpliwości budzi zawsze gramatyka i poprawna wymowa. Zawsze jednak chętnie odpowiadam na wszystkie pytania i staram się dokładnie wytłumaczyć problematyczne kwestie.
Czym interesujesz się poza sferą lingwistyczną?
– Przede wszystkim sporą część mojego wolnego czasu zajmuje szeroko rozumiana aktywność fizyczna. Uwielbiam, jogę i pilates, a od 14 lat ćwiczę balet. Ponadto z racji tego, że jestem Włoszką, pasjonuje mnie wszystko, co związane z kulinariami. W szczególności staram się, żeby w mojej kuchni dominowały zdrowe przepisy.
A propos gotowania, z pewnością nikomu nie jest obca pizza, kultowe spaghetti czy lasagna – co polecasz z włoskich dań?
– Zdecydowanie polecam dania z regionu Sardynii. Moim zdaniem, mamy wiele wyśmienitych potraw, których nie da się znaleźć nigdzie indziej. Przede wszystkim mam tutaj na myśli potrawę o nazwie cordula arrosto, która jest z mięsa jagnięcego. Oprócz tego polecam również culurgiones, czyli coś w rodzaju pierogów. Wewnątrz nich znajduje się kozi ser, ziemniaki i mięta. Po trzecie koniecznie warto spróbować dania o nazwie sebada. Są to pierożki z kozim serem, posypane skórką pomarańczy i cytryny, smażone i jedzone z miodem. Osobiście bardzo lubię także sycylijskie słodycze, takie jak cannoli, które jedzone są z serem ricotta.
Polacy, a Włosi – co Twoim zdaniem nas łączy, a co dzieli?
– Myślę, że Włosi i Polacy mają zupełnie inną naturę. My jesteśmy zdecydowanie głośniejsi i chaotyczni, wszędzie nas pełno. Z kolei wy jesteście niezwykle mili, wykształceni, dobrze zorganizowani. Myślę jednak, że mamy jedną wspólną cechę – uzależniamy swój nastrój od pogody i tak samo narzekamy na brak słonecznych dni.
Dziękuję za rozmowę.
– Dziękuję.
Rozm. Olga Taraszka
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.