Podpatrujmy najlepszych
W ubiegłym roku w kilka rodzin wybraliśmy się na weekendową wycieczkę do Alzacji. Coś, co wydawało się odległe, stało się bliskie, ze względu na tanie loty i lotnisko w trójkącie trzech państw. Za kilkadziesiąt złotych od osoby dotarliśmy do portu Basel-Mulhouse-Freiburg, na lotnisko, które jest inne niż wszystkie.
Oto wychodząc do głównego holu, trafiamy na przedziwne drogowskazy. Niemcy, Francja , Szwajcaria. Otóż, można wyjść z niego, nie tyle na inną ulicę czy plac, ale do innego kraju. Każdy z wielojęzycznego tłumu turystów mógł, wychodząc innym wyjściem, stanąć na terenie innego państwa. Do tego jednym z nich była Szwajcaria, kraj niezrzeszony w Unii Europejskiej, znana z dosyć szczelnych granic i ostrych kontroli. Miny naszych nastoletnich dzieciaków widzących owo zjawisko – bezcenne. To jedno miejsce było lepszą lekcją integracji europejskiej niż kilka semestrów wiedzy o społeczeństwie. Faktycznie poczuliśmy się Europejczykami. Trzy kraje, jedna nazwa, wspólny marketing i masa pasażerów potwierdzają, że w jedności siła, że można. Kiedy teraz porównuję ten port lotniczy obsługujący miliony pasażerów z naszym podwórkiem, żal łamie serce. Jałowa dyskusja o nazwie lotniska w Bydgoszczy przypomina przepychanki rodem z piaskownicy. Wiadomo, że oba miasta są na siebie skazane, że łatwiej jest wypromować oba razem niż każde z osobna. Jeśli w nazwie lotniska pojawią się nazwy obu miast, siłą rzeczy dotrze do nas więcej turystów. Tylko razem możemy więcej. Niestety politycy, zupełnie wbrew ekonomii, rozpętują wojny o rzeczy oczywiste. Nie ma sensu istnienia metropolii innej niż Bydgosko-Toruńsko-Włocławskiej. Podobnie port lotniczy z nazwą obu miast ściągnie dwa razy więcej podróżnych. Każdy, kto myśli inaczej, niech zainwestuje parę złotych i poleci zobaczyć lotnisko Basylea-Milusa- Fryburg. Oni się dogadali, dogadajmy się i my.