Andżelika Dzięgiel [Kobiety Torunia]
Zajęta od rana do wieczora – pracą, bieganiem, organizacją imprez sportowych, studiami doktoranckimi. Ruch to niewątpliwie jej żywioł. Nie ustaje w smakowaniu kolejnych dyscyplin. Srebrna medalistka Młodzieżowych Mistrzostw Polski z 2011 roku.
Kiedy opowiada o swoim życiu, wydaje się, że sport był jej przeznaczeniem. Andżelika jest niezwykle zdyscyplinowana, zorganizowana i zmotywowana. Dwa lata temu wraz z grupą znajomych postanowiła wziąć udział w triathlonie. Niestety, nie potrafiła pływać. Nauczyła się – w dodatku niełatwym stylem – kraulem. Po dwóch miesiącach na basenie, ten sport nie był jej już obcy, a po czterech pływała dobrze technicznie (co czasem osiąga się po latach). – Od dziecka byłam bardzo ruchliwa. Kiedy już spróbowałam jakiejś aktywności sportowej, trudno było mi przestać się nią zajmować. Pamiętam, jak w podstawówce nauczyłam się grać w tenisa stołowego. Po jakimś czasie chłopcy bali się ze mną grać – śmieje się torunianka. Talent do biegania również ujawnił się w szkole podstawowej. W szkolnym teście – biegu na 800 m była druga, tuż za kolegą, który trenował piłkę nożną. A w liceum na zawodach szkolnych, nie trenując wcześniej, była zaraz za zawodniczką z miejskiego klubu lekkoatletycznego. Talent był oczywisty. Dlatego w wieku 17 lat, czyli 10 lat temu, zaczęła regularnie trenować. Szybko uzyskiwała dobre wyniki.
Bieganie to niełatwy sport, dosyć… męczący. Szczególnie dla początkujących. Ale właśnie to zmęczenie lubi torunianka najbardziej. I choć codziennie do pracy dojeżdża na rowerze, to na bieganie, zawsze znajdzie siłę. Bez systematyczności nie ma postępów. Dlatego Andżelika biega raz, czasami dwa razy dziennie. W okresie zimowym buduje wydolność tlenową. Od marca zaczyna pracować nad szybkością. Czasami wstaje o 4 rano, żeby przebiec swój dystans przed pracą bądź zajęciami na studiach. Zwykle w okresie zimowym pokonuje 24-26 km dziennie, choć zdarzały jej się również 35-kilometrowe trasy. Biega zarówno przy -20 stopniach, jak i podczas letnich upałów. Kaprysy pogody nigdy nie stanowią przeszkody. Ma niskie tętno spoczynkowe – standardowo 42-45 uderzeń na minutę, a w najwyższej formie nawet 38 (u niesportowca to 60-70). Jak sama przyznaje, serca biegaczy żyją dłużej, bo pracując wolniej, nie zużywają się tak szybko. Otoczenie przyrody ją wycisza, dlatego… – Uwielbiam biegać po leśnych ścieżkach. Bieganie w takich miejscach dotlenia, uspokaja i pozytywnie nastawia do życia – mówi torunianka.
Pracuje w klubie koszykarskim Twarde Pierniki SA jako specjalistka ds. marketingu, pisze doktorat na zarządzaniu, prowadzi zajęcia rekreacyjno-sportowe w ramach ogólnopolskiej akcji „Biegam Bo Lubię”, organizuje od kilku lat „Run Toruń – Zwiedzaj ze Zdrowiem”, a także inne imprezy sportowo-rekreacyjne. We wszystkim, co robi, czuje się spełniona. Czasami brakuje jej tylko czasu na odpowiednią regenerację. W natłoku innych obowiązków pewnie się nie dowie, co mogłaby osiągnąć, zajmując się wyłącznie bieganiem. Cieszy się, kiedy jedni biegacze zachęcają do tego sportu kolejnych i na zajęciach Biegam Bo Lubię pojawiają się całe rodziny. Trzy lata temu do grona toruńskich biegaczy dołączyła jej mama, która szybko zaczęła wygrywać w różnych imprezach biegowych w swojej kategorii wiekowej. – Bieganie zaczęło moją mamę odprężać, a w końcu bawić. Bo taki właśnie jest ten sport – jak się zacznie, nie można przestać – mówi kandydatka na Kobietę Torunia 2015.
Jeszcze niejednym nas zaskoczy. Chciałaby w tym roku zadebiutować w maratonie podczas mistrzostw Polski w Łodzi i pościgać się z najlepszymi zawodnikami, czyli tymi, którzy oprócz treningów, nie mają innych, codziennych obowiązków oraz znaczą część roku spędzają na obozach treningowych. Marzy, aby w nieodległej przyszłości wystartować w triathlonie na dystansie Ironmanie.
Biega, pływa, jeździ na rowerze, ostatnio również na szosówce. Niedawno, z racji pracy, w kilka minut nauczyła się perfekcyjnie rzucać do kosza. Na jaki sport ma obecnie apetyt? – W listopadzie podczas pobytu w Tatrach sprawnie pokonała Orlą Perć. Spodobało mi się, więc już się przymierzam, żeby w marcu spróbować sił na ściance wspinaczkowej. To chyba już taki nałóg do wszystkich dyscyplin sportowych – śmieje się biegaczka. Cóż, po prostu bez sportowych endorfin nie wyobraża sobie życia.
Hanna Wojtkowska
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.