Średnicowy sukces z niedoróbkami
Felieton Kamila Sakałusa
Pamiętam gdy jak półtora roku otwarto pierwszy odcinek trasy średnicowej nie brakowało malkontentów, którzy mówili, że ta trasa to pieniądze wyrzucone w błoto. Bo rzekomo miała prowadzić znikąd do nikąd, więc kierowcy za bardzo nie chcieli z niej korzystać. Miasto tłumaczyło, że to dopiero pierwsza część drogi. Trzy tygodnie po otwarciu kolejnego odcinka średnicówki między Grudziądzką, a Szosą Chełmińską widać wyraźnie, że ta droga zmieniła komunikację w Toruniu na lepsze. Dzisiaj przejazd np. z Rubinkowa w okolice Uniwersytetu jest o wiele szybszy I prostszy. Żółkiewskiego, Sobieskiego, wiadukt Kościuszki czy nawet Szosa Lubicka wyraźnie odetchnęły. Jeździ się płynniej, szybciej, mniej czasu traci się na zbędne postoje. Żeby nie było jednak tak różowo, średnicówka jest kolejnym dowodem bezmyślności przy projektowaniu toruńskich dróg. Na całym świecie, jeżeli to tylko możliwe ruch na skrzyżowaniach rozprowadza się przez ronda. A jak jest w Toruniu? Na krzyżówkach "średnicówki" z Chrobrego, Wschodnią czy Grudziądzką ruch tamują światła, które stoją - na jak się to ładnie mówi w MZD - skrzyżowaniu z wyspą centralną. Ja rozumiem, że nie wszędzie da się zrobić normalne rondo, bo jego geometria wymaga bardzo dużo wolnej przestrzeni. Jednak akurat w wymienionych lokalizacjach wolnej przestrzeni było, aż pod dostatkiem. Sygnalizacje świetlne mają do to siebie, że zawsze powodują zatory, bo sygnalizatory nie reagują na aktualną sytuację drogową. Kierowcy mając do dyspozycji rondo radzą sobie z tym doskonale. I świetnie pokazuje to rondo na Placu Pokoju Toruńskiego. Jeżdżę tutaj kilka razy dziennie, ruch jest ogromny, a korków nie ma.