Radość przez łzy...
Już kilka razy w swoich felietonach pisałem o Szosie Chełmińskiej. Pewnie dlatego, że od urodzenia mieszkam na Wrzosach i jest to dla mnie najważniejsza ulica w życiu. To nią jeździłem „dziesiątką” i tramwajem „trójką” do szkoły, na trening, do miasta.
Teraz wreszcie poczciwa Chełmionka ma stać się arterią. Powinno się nią jeździć szybciej, bez korków i „po równym”. I pewnie to dobrze, ale trochę jej cudnego klimatu żal. Chyba od jesieni zaczęto tu wyburzać stare budynki, wycinać drzewa... Potężne maszyny, jeden po drugim demolują stare domy, wyciągają resztki szyn „trójki”. A to przecież spory kawał naszego życia. W czasach kartek na mięso był tam rzeźnik – i te wielogodzinne kolejki... Nieco dalej fryzjer, gdzie ojciec i syn przez dziesiątki lat obcinali połowę osiedla. Za chwilę będą ten budynek burzyć. Parę metrów dalej piekarnia Górskiego – to tam kupowaliśmy drożdżówki „z glancem”, idąc na rozpoczęcie roku szkolnego. Zniknie za parę tygodni... Był też warzywniak, gdzie w upalne lato można było, tak po 14.00, kupić oranżadę „Murzynek”. W butelce z kapslem na sprężynie. To było coś! Przywoził go starym niebieskim Żukiem z plandeką pan Kowalski. Przyjeżdżał z pomocnikiem, z długim skórzanym fartuchem na brzuchu, zostawiał zawsze trzy skrzynki, takie metalowe, wyplatane z drutu... A wtedy odgłos dzwoniących butelek brzmiał dla nas dzieciaków bajecznie. To był nasz smak dzieciństwa, a „Murzynek” był oczywiście zawsze ciepły... Szkoda tego klimatycznego osiedla, tych szachulcowych domów, cegły połączonej z drewnianymi belkami, szkoda sklepików i kramów, pięknych starych drzew... Teraz idzie Nowe. Nie mam pojęcia, gdzie zaparkują setki aut, okupujące stare torowisko. Nie wiem, kiedy i czy w ogóle będą tam drzewa. Nie wiem, czy skrzyżowania ze światłami tak uporczywie budowane w Toruniu – zamiast bezkolizyjnych rond, jak na całym świecie – przyspieszą ruch. Wiem tylko, że tej starej Chełmionki, czerwonych domów z cegły i bali będzie mi już zawsze żal...
Maciej Karczewski