Groteska - gatunek wiecznie żywy
Zupełnie nie zdawałem sobie sprawy, ilu z moich kolegów i znajomych ze szkolnej ławy ma mój numer telefonu. Przekonałem się o tym dopiero wtedy, kiedy na konferencji prasowej ogłoszono, że na Jordankach zagra sam Sting.
Bardzo schlebia mi również, że większość z nich uważa mnie za tak „zasłużonego” (bo to chyba oficjalne określenie dla zaproszonych), że mógłbym dostać bilet na ów koncert. A do tego nie spodziewałem się, że mogę być uznawany za kogoś, kto taki bilet, a najlepiej dwa, „załatwi”. Niestety, muszę Was moi drodzy rozczarować, nie mam nawet pół biletu ani najmniejszej szansy nań, nie pomogę. Za wysokie progi... Nie jestem, podobnie jak około 190 000 torunian, godzien obejrzenia w wybudowanej za publiczne, a więc nasze wspólne pieniądze, sali koncertowej, światowej gwiazdy. My zwyczajni zjadacze chleba, możemy sobie co najwyżej posłuchać podczas święta miasta hitów, w stylu „Majteczki w kropeczki” na Bulwarze albo potoczyć beczki ze śledziami po Szerokiej. Gwiazdy zaś występują, tylko dla gwiazd... Pojawia się pytanie, kto jest wystarczająco zasłużony? Ale to już pytanie do naszej władzy. Kryteria dostąpienia owego zaszczytu są dość mgliste, więc na sali pojawią się jedynie wybrańcy. Sytuacja prawie jak w pewnym politycznym thrillerze – „Wszyscy ludzie prezydenta”. A skoro już przy filmie jesteśmy: nie wiem, czy Państwo wiedzą, że sam Sting miał w swoim dorobku role filmowe. Nie były to jakieś główne role, ale było ich w sumie kilkanaście. Odnoszę wrażenie, że nasz magistrat chciał uhonorować jakoś specjalnie artystę i także ten kolejny jego talent. I to chyba tłumaczy najlepiej, dlaczego jest tyle zamieszania, kontrowersji i złych emocji wokół biletów na toruński koncert. Otóż jednym z tych filmowych obrazów z udziałem Stinga była zrealizowana przez Johna Paula Davidsona czarna komedia – „Groteska”. No... i wszystko jasne.