Olga Bołądź: Z Torunia wyniosła otwartość
mat.pras.

Olga Bołądź: Z Torunia wyniosła otwartość

Torunianka z pochodzenia, aktorka z zawodu, lokalna patriotka z wyboru

 


Tuż przed jej urodzinami, które obchodzi co cztery lata: o powrotach do Torunia, miłości do
speedwaya i nowych rolach

Rozmawiamy z Olgą Bołądź

Zawsze podkreślasz to, że pochodzisz z Torunia. A Toruń Ci się odwdzięcza- w czerwcu odsłonisz swoją Katarzynkę w Piernikowej Alei Gwiazd.
-Ktoś ostatnio mi zwrócił uwagę, że jestem lokalną patriotką. Faktycznie tak jest, ponieważ jest to dla mnie duży zaszczyt i bardzo się cieszę, że torunianie przyznają mi taką nagrodę.

W tym roku będzie to uroczystość bardzo związana z filmem, bo drugi nominowany to Marek Żydowicz, twórca festiwalu Camerimage.
-Wydaje mi się, że każde miejsce ma swoich reprezentantów. Na co dzień pracuję z ludźmi, którzy pochodzą z Torunia. Operatorzy, aktorzy. Znam osoby, które wyjechały za większymi możliwościami zawodowymi do Warszawy. W Toruniu nie robi się filmów i to jest główny powód. Stolica przyjmuje nas bardzo życzliwie. Z Torunia wyniosłam dużą otwartość na ludzi, która cały czas mi się przydaje.
Potrafiłam odnaleźć się w Krakowie, w Warszawie i w różnym miejscach na świecie. Pierwsze kroki stawiałam w Studiu Poetyckim u Lucyny Sowińskiej. Jest to osoba, która „wyprodukowała” wiele talentów m.in. Małgorzatę Kożuchowską.

Na co dzień mieszkasz w Warszawie, a jakie są te Twoje powroty do Torunia?
-Jest on dla mnie prywatnym miejscem. Są to powroty bardzo rodzinne, jest mój dom rodzinny, moja siostra, mój tata, moja rodzina.

Twoja rodzina do Torunia przyjechała dawno temu… ze Wschodu?
Rodzina mojego Taty pochodzi z Litwy, po 17 wrzesnia 1939 roku uciekała przed wojenną zawieruchą. Dotarli do Torunia i tu na nowo budowali swoje życie.

A jaki jest Toruń oczyma Twoich znajomych?
-Teraz jest duże zainteresowanie Toruniem ze względu na Wyższą Szkołę Kultury Społecznej i Medialnej i wszyscy zadają pytanie, na czym polega fenomen tej szkoły. Ale Toruń ma przede wszystkim fantastycznych ludzi, ciekawą historię i jest pięknym miastem, do którego warto zajrzeć.

Pamiętam, jak parę lat temu rozmawiałyśmy przy okazji filmu „Skrzydlate Świnie”. Podczas rozmowy zdradziłaś, że na castingu zaśpiewałaś przyśpiewkę kibicowską… A prywatnie kibicujesz toruńskich żużlowcom.
- Tak, z uwagi na mój lokalny patriotyzm zawsze kibicuję naszej drużynie żużlowej. Dla mnie zawsze powinni być pierwsi.

Tak naprawdę pretekstem do naszej rozmowy były Twoje urodziny. Obchodzisz je 29 lutego!
-Nie przywiązuję do tego wagi, dlatego, że moje urodziny wypadają raz na cztery lata. Tak się złożyło, że moja mama urodziła mnie w tym dniu, ale podchodzę do tego z przymrużeniem oka i traktuję bardziej jako anegdotę niż coś, co ma jakiś wpływ na moje życie. Oczywiście wszyscy znajomi się pytają, czy będzie impreza.

Jesteś aktorką tzw. młodego pokolenia, która na swoim koncie ma już sporo dużych ról. Często wraca się do Twojej roli Agaty Mróz czy ostatnio do „Służb Specjalnych”. Czy jakaś rola wymagała większego zaangażowania?
-Zazwyczaj jest tak, że aktor pamięta swoją ostatnią rolę. Ja zapominam o tym wysiłku, który włożyłam w rolę w „Służbach...”, czy ten bagaż emocjonalny, który towarzyszył mi podczas pracy w filmie „Nad życie”. Dla mnie to jest zawód. Uwielbiam, gdy dostaję różnorodne role, lubię też bardzo się zmieniać. Lubię sam etap pracy i spotkanie z widzami. Zdaję sobie sprawę, że mają swoje ulubione postaci, takie, po których mnie rozpoznają. Bardzo sobie cenię ten kontakt.

Uczysz się czegoś od tych postaci?
-Uczyć może nie, raczej mnie rozwijają jako aktora. Postaci to utwory literackie.

Kolejne filmy z Twoim udziałem to znowu całkowicie różne role i wyzwania – „Kochaj”, „Las. 4 rano” czy „Zaćma”. Nie wiem, na ile możemy mówić o tych filmach…
-Możemy, ponieważ każdy film już czeka na rozgłos. Są to filmy zupełnie różnych twórców, ale wielkich nazwisk polskiego kina – Ryszard Bugajski „Zaćma” oraz Jan Jakub Kolski „Las 4 rano”. Do tego obraz debiutantki – Marty Plucińskiej’Kochaj”. Są to zupełnie różne role i każdy widz będzie miał coś do zobaczenia w kinie.

„Las. 4 Rano” to film, którego scenariusz powstał na podstawie książki Jana Jakuba Kolskiego.
-Scenariusz jest okrojony, jeżeli chodzi o postaci. Trzeba się bardziej skupić na poszczególnym wątku, a książka ma to do siebie, że jest miejsce na więcęj. W filmie opowiadamy min. historię relacji głównego bohatera z moją bohaterką. Jest to mierzenie się z trudną sytuacją życiową. Jaką? Zapraszam wkrótce do kin.

Ale praca na planie to nie fajerwerki? Większość czasu spędziliście w lesie.
-Jest to bardzo skromny film, bardzo skupiony, z małą ekipą. Rzeczywiście zdjęcia powstawały w lesie, trudnych warunkach. Krzysztof Majchrzak miał genialną rolę do zagrania. Sceny, w których siedział na drzewie na wysokości 20 metrów czy kiedy prawie wpada pod pociąg, były strasznie trudne. Wiemy, jak długo funkcjonuje w zawodzie i w jakim jest wieku, a tego po tym, jak gra i jaki ma zapał, nie widać. Tej energii można mu tylko pozazdrościć.

Wspomniałaś o Marcie Plucińskiej. Śledząc Twoje losy zawodowe, można powiedzieć, że masz szczęście do debiutantek?
Lubię pracować z kobietami, lubię ich wrażliwość. W tym filmie skusiła mnie wizja reżyserki, która zaproponowała kino trochę nierealne, bajkowe. Jest to faktycznie bardzo romantyczna historia, a ja chciałam się w takim kinie sprawdzić.

Zdjęcia powstawały w Płocku.
Przy wyjazdowej produkcji na pewno jest się bardziej skupionym na pracy. Ekipa mieszka w hotelu i żyjemy wyłącznie pracą, nie rozprasza nas życie prywatne. Poza tym lubię, kiedy film pokazuje inne miejsca, nie tylko wielkomiejską Warszawę.

Natomiast „Zaćma” to film Ryszarda Bugajskiego, czyli reżysera, który lubi ciężkie tematy, często wywołujące dyskusje. Uważasz, że warto mówić o historycznych, czasami drażniących tematach?
To wielki powrót reżysera „Przesłuchania”, wielka rola Marii Mamony w roli kacicy z SB Julii Brystygierowej, jednej z najkrwawszych postaci w powojennej historii Polski. Po prostu to bedzie dobry dramat, warty Państwa uwagii.

Kolski i Bugajski to wielkie nazwiska polskiego kina. Masz może swój autorytet? Wspomniałaś kiedyś, że Jan Peszek jest Twoim guru.
-To są raczej mistrzowie zawodowi. Mam osoby, u których chciałabym zagrać. Należy do nich Quentin Tarantino. Są też aktorzy, z którymi chciałabym zagrać. Wspomniałaś Jana Peszka, to faktycznie mój mistrz. Miałam przyjemność zagrać z nim w spektaklu. Mam nadzieję, że nasze drogi zawodowe jeszcze się zejdą w filmie czy w teatrze.

Są też reżyserzy, do których wracasz, póki co teatralnie. Krzysztof Materna też do nich należy.
-Rzeczywiście mieliśmy okazję pracować już przy trzech spektaklach, a teraz pracujemy nad czwartym. Uwielbiam go, bardzo cenię sobie jego poczucie humoru oraz jego indywidualną wizję komedii. Jest jedyny w swoim rodzaju i cały czas uczę się przy nim.

Olga, dzięki za rozmowę, trzymam kciuki za nowe produkcje, a w czerwcu widzimy się w Toruniu
podczas odsłonięcia „Katarzynki”.
-Dziękuję i do zobaczenia w Toruniu.

Rozm. Karolina Owsiannikow
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies . Zaktualizowaliśmy naszą politykę przetwarzania danych osobowych (RODO). Więcej o samym RODO dowiesz się tutaj.