2000 zł miesięcznie, czemu nie 3000?
Bodaj we wtorek premier rządu zapowiedziała podniesienie płacy minimalnej do 2000 zł. Dorobiono do tego jakiś patetyczny komentarz o godności i etosie pracy, aby się dobrze sprzedało w TVP i już. Oznacza to, że najniższa stawka (taka dla początkującego 19-latka ) MUSI wzrosnąć o 150 zł netto.
Do tego oczywiście, to samo honorowe i dbające o godność pracownika państwo, dodaje swój haracz. Zabierze kolejne 80 zł na ZUS, podatek i zdrowotne. Czyli Państwo robi interes idealny, po pierwsze – zarabia na każdym pracowniku 80 zł miesięcznie więcej, po drugie – robi z siebie Janosika, który zabiera bogatym, a daje biedniejszym. Znowu wzrosną słupki poparcia. Brawo Wy! Ale czy ktoś pomyślał, jakie to spowoduje skutki na rynku pracy? Otóż bezrobocie wzrośnie, a młodzi staną się zbyt drodzy, by ich zatrudnić, bo zwyczajnie na siebie „nie zarobią”. Dlaczego? To trochę tak, jakby ktoś przed sezonem truskawkowym ustalił minimalną cenę za kobiałkę na np. 15 zł. Czy to oznacza, że truskawka nie może kosztować mniej? Może, ale państwo zakazuje jej sprzedawania taniej, bo chce jedynie swoich 8 zł od koszyczka. I co wtedy zrobi sadownik? Albo przestanie uprawiać truskawki, i wtedy zwolni osoby zatrudnione do ich zbierania. Albo sprzeda je po 10 zł „po cichu”. A wtedy pazerne państwo nie dostanie ani grosza. Tak czy siak, problemu to nie rozwiąże, bo problemem polskiego bezrobocia, nie jest niska płaca, tylko GIGANTCZNE koszty pracy, czyli ZUS, podatki i daniny. To prawie 50 %!!! Ale o tym premier milczy... Znaleziono więc kasę na 500+ i czternastki dla górników, a wzrost bezrobocia ? Cóż... efekt uboczny.