Orły wracają do gniazd...
Młodsi pewnie nie pamiętają, starsi woleliby zapomnieć, ale kiedyś mieliśmy już w Polsce tzw. powrót do korzeni. Oto zaraz po II wojnie światowej, generał radziecki, dowódca jednego z frontów tej wojny, powrócił do gniazda. Konstanty Rokossowski, bo o nim mowa, zamiast sowieckiego, założył polski mundur, został naszym ministrem obrony, a sejm (zapewne dzięki większości parlamentarnej) nadał mu stopień Marszałka Polski.
Bardzo komuś zależało, aby z pamięci Polaków wymazać innych Marszałków: Piłsudskiego czy Śmigłego-Rydza. Takie to były mroczne czasy i taka karykatura demokracji. I oto po siedemdziesięciu latach taki sam powrót zaliczyły słynne „Orły madryckie”, czyli trzej weseli posłowie, co to podpici Hiszpanię nocą zwiedzali. Za nasze pieniądze, rzecz jasna. Jeden z nich został nominowany prezesem holdingu polskich firm zbrojeniowych (chyba dlatego, że ma chłop łeb wytrzymały na wpływ broni chemicznej). Inny za to, niczym prawdziwy orzeł, wrócił do gniazda, a raczej uwił gniazdo na koronie Stadionu Narodowego. Główny, chwalący się swymi rozmiarami przyrodzenia orzeł, ponoć w agencji PR-owskiej wszystkie te powroty „poukładał”. Tak więc, po roku orły powróciły i wszystko jest „po staremu”. Ciekawe, czy to początek migracji „orłów” i kiedy stadko powiększy się o kolejne egzemplarze wracające do gniazd? Jak mawiał Rokossowski: pożywiom – uwidim.