Lemmy...
Lemmy, a właściwie Ian Fraser Kilmister...
Każdy, kto choć trochę lubi rocka, kojarzy lidera Motorhead z tym, co potocznie nazywamy rock'n'rollowym stylem życia. Jednym z mitów mu towarzyszących jest stwierdzenie, że "Jack Daniels stosowany doustnie konserwuje". W połączeniu z wszystkim, co w opinii bohatera tej opowieści spełniało wymogi dobrej zabawy, dało mu status nieśmiertelnego. Jednak gdy zobaczyłem na portalu internetowym tabloidu Daily Mirror ostatnie zdjęcia Lemmy'ego, wykonane 12 dni przed jego śmiercią, uświadomiłem sobie, jak bardzo było to złudne. Doniesienia medialne o jego kłopotach zdrowotnych jakoś w nikim nie wzbudzały niepokoju. Koncerty Motorhead, niezależnie od okoliczności, zawsze wydawały się zbyt krótkie. Mimo choroby nie chciał się poddać ... planował kolejną, tym razem brytyjską trasę na 2016 rok. Określenie "kolejna" w tym wypadku nie jest szczególnie szczęśliwe, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że od czasów Hawkwind, czyli od ponad 40 lat, był praktycznie w notorycznej trasie. Koncerty, koncerty, koncerty... wsparte dwudziestoma trzema studyjnymi albumami Motorhead, do których dodać trzeba dziesięć oficjalnych krążków koncertowych oraz niezliczone bootlegi ( gdy patrzę na półkę z winylami Motorhead stwierdzam, że jej "nieoficjalna" część jest dużo większa od oficjalnej). Trudno pominąć poboczne projekty Lemmy'ego, z których The Head Cat wydaje się być najbardziej owocnym. Może więc rock'n'rollowy styl życia to nie tylko zabawa? Gdy się nad tym zastanowić głębiej, to Lemmy pracowicie spędził ostatnie czterdzieści lat życia, zyskując w tym czasie pozycję ikony rock'n'rolla (warto porównać uszczypliwe artykuły z brytyjskiej prasy muzycznej końca lat 70-tych ubiegłego stulecia z obecnymi peanami pochwalnymi na jego temat). Stał się rebeliantem, który konsekwentnie kreował swój wizerunek, tworząc jednocześnie trendy w kulturze. Jestem przekonany, że w tym aspekcie, Lemmy nie powiedział jeszcze ostatniego słowa...
Darek Kowalski, HRP Pamela