Nareszcie jest!!!
Wybaczcie Moi Drodzy, że znowu będzie o sporcie, ale przecież Toruń – Miastem Sportu. Obiecuję następne felietony popełnić już o sprawach nieco bardziej ogólnych. Obserwując ostatnio ulice naszych miast, pełne protestów, demonstracji i wszelakich marszów, tematów nam raczej nie zabraknie...
Dziś jednak słówko o wioślarskiej przystani. Czekaliśmy na nią od dziesięcioleci, cierpliwie słuchając tłumaczeń kolejnych ekip rządzących miastem i uniwersytetem. Zawsze były rzeczy ważniejsze: a to wielkie budowy kolejnych instytutów na UMK, a to mosty, drogi i hale budowane przez miasto. Był remont auli UMK i Od Nowy, powstawały Jordanki, hala na Bema, działo się dużo i biedna przystań musiała czekać na lepsze czasy. Wielu ludzi o nią zabiegało, wielu różnymi sposobami szukało sposobu i finansowania. Udało się w końcu wypracować kompromis, bo jak wszyscy wiemy: kompromis i porozumienie to zawsze najlepsze rozwiązanie. I w końcu jest przystań!!! Chyba na wszystkich igrzyskach olimpijskich od Moskwy – Toruń miał swoich wioślarzy, nieraz nawet kliku. Pierwszy olimpijski medal dla Torunia wywalczył na lekkiej czwórce Łukasz Pawłowski w Pekinie. I to właśnie wioślarze byli o kroczek od kolejnych. Czwarte miejsca zajmowali Sławek Kruszkowski w Atenach i Mirek Ziętarski w Rio, a miejsc w olimpijskim finale nawet nie wyliczę. Dzięki doskonałym wynikom dzieciaki garnęły się do wioseł. Niestety, pierwszy trening na starym, rozwalającym się obiekcie, był często także ostatnim. Mimo wszystko medale i sukcesy były nadal i za to dla wszystkich trenerów, szkutników i niezniszczalnego Henia Bosia wielki szacun. Właśnie dziś, kiedy będziecie Państwo czytać ten numer „Toronto”, nowiusieńka przystań będzie otwierana. Dla wioseł, dla żagli, dla sportowej przychodni z prawdziwego zdarzenia. Niech dzięki niej jak najwięcej „naszych” pojedzie na kolejne igrzyska do Tokio. Bardzo liczę, że po kolejny medal...