Ta gazeta jest bezpłatna, tylko dla Ciebie drogi czytelniku
Cena bezpłatnej gazety jest zazwyczaj wprost odwrotna do ogromu wysiłku jaki wkłada w jej tworzenie zespół. Pytano mnie wiele razy czy „Toronto” ma szanse. Ma. I to duże.
Rynek mediów w Polsce przeżywa kulminację fali niszczenia ich niezależności. Kolejne redakcje wtłaczane są w ciasne ramki systemów korporacyjnych. Ujednolicane i pozbawiane przysłowiowych "jaj". Około roku 2000 dotknęło to stacje radiowe. Formatowanie - rak na radiowym organizmie. Kto dziś pamięta Radio Toruń? Od 1992 do około 2003 istniało to piękne dziecko polskiej wolności, jaka wybuchła w latach 90. To nie było radio "od igły", a raczej splot dziesiątków różnych osobowości. Żadnej wspólnej playlisty, narzuconych, 45-sekundowych wejść. To było piękno wolnych mediów. Dziś Radia Toruń nie ma. Nie ma też wspominanej z nostalgią walki RT z Radiem Gra o każdy news toruński. Obie stacje stawiały sobie za punkt honoru, wyprzedzenie konkurenta. Rozumiem, rynek się zmienił, „kalkulacja finansowa” i tak dalej. Ale jest taki piękny tekst „i komu to przeszkadzało?”.
Potem walec wjechał do telewizji, zasypując ją licencyjnymi reality shows, które z „reality” miały tyle wspólnego co Tusk z Kaczyńskim. Do tego sklonowane seriale, z wciąż tym samym zestawem aktorów i bach! Po sprawie.
Ostatnie broniły się gazety, ale i na nie przyszła pora. Rzesze znakomitych dziennikarzy płaczą dziś, musząc pisać teksty o z góry określonej ilości znaków. Skrajną postać wynaturzenia przyjęły tabloidy. Zjawisko znane na całym świecie, więc nie ma co się dziwić, że i u nas istnieją. Istnieją bo my, obywatele chcemy posmakować czasem brudnej sensacji i poturlać się w czyjejś prywatności.
Po co o tym piszę? Bo pokładam w „Toronto” nadzieję. Widzę, że to fajny, kreatywny zespół. Że to także profesjonaliści. Intuicja mówi mi, że mogą nieźle namieszać w tym mieście. I tego im życzę. Nam życzę.
Jarosław Jarry Jaworski, specjalista public-relations, freak