Jaka ryba na obiad?
Fot. Mateusz Patalon

Jaka ryba na obiad?

Jaka ryba na obiad? Makrela zamiast halibuta, śledź zamiast łososia bałtyckiego. Na te pytanie podczas wtorkowych warsztatów kulinarnych próbowali odpowiedzieć działacze WWF Polska, które powiązane były z projektem „Kampania na rzecz bioróżnorodności mórz i oceanów”.

 


Organizatorzy przez ostatni rok jeździli z wykładami i warsztatami po całej Polsce. Na warsztaty te zapraszani byli blogerzy kulinarni, szefowie kuchni oraz uczniowie i nauczyciele szkół gastronomicznych. Toruń był ostatnim z 16 miast wojewódzkich, w którym takie warsztaty się odbyły. – Wierzymy, że te osoby w pewnym stopniu kreują gusta, preferencje kulinarne i chcielibyśmy, aby byli oni naszymi ambasadorami i ponieśli w świat informacje o całej kampanii i o jej założeniach – mówi Anna Ratajczak z fundacji WWF Polska, specjalistka do spraw edukacji i ochrony gatunków.

Jaki jest cel kampanii? Okazuje się, że sytuacja mórz i oceanów jest dramatyczna. Szacuje się, że ponad 90% komercyjnie poławianych stad jest poławianych nadmiernie bądź na granicy zagrożenia. W Morzu Bałtyckim sytuacja jest również dramatyczna. Okazuje się, że Polacy jedzą stosunkowo dużo ryb, chociaż nie jesteśmy w czołówce europejskiej, ale jeżeli je konsumujemy, to jemy często właśnie gatunki zagrożone.

Rok takiej kampanii może się wydawać krótkim okresem, tym bardziej że pewne preferencje kulinarne były kształtowane przez dziesiątki lat. Pierwsze efekty tej kampanii są jednak zauważalne. – Mamy sygnały od sprzedawców ryb, że klienci nie chcą brać halibuta, a pytają o makrelę, a zamiast łososia wybierają śledzia czy szproty. Uważam, że jest to najprostszy wskaźnik tego, że ten rok kampanii przyniósł jakieś efekty. Wymienione gatunki są również bardzo smaczne, co udowadniamy na warsztatach – stwierdza Anna Ratajczak.
Czy to oznacza, że działacze tej całej akcji narazili się sprzedawcom czy łowcom? Okazuje się, że w dzisiejszych czasach w każdym biznesie trzeba się dostosować do potrzeb konsumentów. Ludzie nie zrezygnują z konsumpcji ryb, ale dokonają zamiany jednych na inne. – Samą kampanią zainteresowało się wielu restauratorów, którzy jak się okazuje, dostosowują swoje menu pod kątem naszego „zielonego światła”. Uważam, że jest to szansa dla tych restauracji, aby w pewnym stopniu promować się pod kątem ekologii – opowiada Anna Ratajczak.  

Listy gatunków zagrożonych różnią się w poszczególnych krajach. Szwedzi w 2008 roku na „czerwoną listę” wprowadzili dorsza bałtyckiego i Szwedzi przestali kupować tę rybę. Dzięki temu populacja miała okazję się odbudować i w tej chwili oscyluje między „zielonym” a „żółtym światłem”.

Temat ryb jest jednak tematem nadal mało popularnym. Więcej mówi się o rysiach, wilkach czy tygrysach. Organizatorzy zapewniają, że Morze Bałtyckie nadal jest priorytetem. W tej dziedzinie jest bardzo wiele do zrobienia w kwestii ochrony gatunków ryb i – jak zapewniają organizatorzy – działania się nie zakończą. Tym bardziej że są one potrzebne i przynoszą bardzo dobre efekty.

Akcję poparli Olga Bołądź, Magdalena Schejbal czy Pascal Brodnicki. Okazuje się, że są to osoby, które wspierają WWF w różnych kampaniach i są ich dobrymi ambasadorami. Dzięki nim zasięg kampanii się rozrasta.

Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies . Zaktualizowaliśmy naszą politykę przetwarzania danych osobowych (RODO). Więcej o samym RODO dowiesz się tutaj.