Dziewczyny, które kłują
W podejściu do tatuażu zmieniło się praktycznie wszystko. Wszystko poza intencjami, to wciąż ozdoba i wyjątkowe poczucie estetyki. Rzadko zdarzają się klienci, którzy myślą szablonowo. – Dziś nie ma już wzorników, nie ma sztampy. Wzory czerpane są ze sztuki, wzornictwa przemysłowego, grafiki czy designu. Jesteśmy bardziej odważni, elastyczni, otwarci – podkreśla Martyna Majczuk, właścicielka jednego z toruńskich studiów tatuażu.
Kolczyki, tatuaże, dready. Dziś już tak nie szokują. Ale jeśli ktoś chce zaciekawić, znajdzie sobie odpowiednie miejsce do zagospodarowania na swoim ciele. Takie, które zaskoczy. Na przykład?
- Wiązadełko. Kolczyk nad górnymi jedynkami to ostatnio popularne rozwiązanie. Dużo takich przekuć robimy, ale wciąż jest to coś oryginalnego, coś co przykuje wzrok- mówi Beata Kwaśniewska, piercerka z toruńskich Bodyfikacji. – Przekucie, które przełamało konwenanse to septum (przekłucie przegrody nosowej - red.). Kiedyś porównywane z wyglądem byka, dziś utożsamiane z idealnym wizerunkiem. Trendy się zmieniają, a nasi klienci za nimi chcą nadążyć- podkreśla.
Czy boją się bólu? Chyba jest to ostatnia rzecz, o której myślą osoby poddające swoje ciało modyfikacjom. Po pierwsze liczy się efekt, po drugie liczy się… efekt! Ból jest tylko środkiem do jego osiągnięcia. To chwila, o której szybko się zapomina. Nie na tym człowiek się skupia, przychodząc do salonu. Choć ten na pierwszy rzut oka można by przyrównać do prawdziwej sali tortur: igły, maszynki, czasem godziny bólu. Ból jest też z drugiej strony, wykonując kolczyk, czy tatuaż trzeba być odpornym na reakcje ludzi. – Pamiętam swój pierwszy raz, a wbrew pozorom nie było to wcale tak dawno temu- mówi tatuażystka, Maria Kubit. – To było coś z rodzaju inicjacji, po wykonaniu mojego pierwszego tatuażu świat nie był już taki sam. Oczywiście najważniejsze jest przełamanie pewnego rodzaju bariery na ból. Musisz wyzbyć się poczucia, że możesz zrobić komuś krzywdę. W głębi wiesz doskonale, że ta osoba sama tu przyszła i tego chce.
Dziewczyny, które zajmują się tatuowaniem, wcale nie są delikatniejsze, czy bardziej zachowawcze. Dla nich to praca artysty. Swój obraz malują na ciele, a nie płótnie. Inne są narzędzia i techniki, ale dzieło musi być idealne. – Zazwyczaj kiedy jestem świeżo po zrobieniu swojego tatuażu, mam więcej empatii do klientów. Ale ten stan szybko mija- śmieje się Martyna Majczuk. – Szczerze mówiąc: zbyt duże użalanie się nad sobą może przeszkadzać w pracy. Każdy ruch maszynki musi być bardzo precyzyjny. Chyba nie powinniśmy skupiać się tak bardzo na bólu, trochę tworzymy mit tego bólu. Nie jest to coś niezwykle nieprzyjemnego. Wszystko zależy od naszego dnia, tego, czy jesteśmy wyspani, czy zjedliśmy śniadanie, to wypadkowa wielu czynników- podkreśla artystka.
Co sobie tatuujemy? Proste symbole, tribale, czy modne jeszcze niedawno old schoolowe wzory odchodzą do lamusa. Stawiamy na nowoczesne techniki, pełne barw, wzory wymykające się z ram. Nie boimy się eksperymentować. Ulubione motywy torunian? – W naszym studio ostatnio królują zwierzęta: sowy, jelenie, lisy. Jest to motyw wyjściowy, bo z konwencjonalnym wyobrażeniem tych zwierząt wiele wspólnego nie ma. Klienci najchętniej stawiają na autorskie projekty. Tak jak bardzo chętnie wykonujemy duże tatuaże w widocznych miejscach, tak równie popularne są małe tatuaże. Bardzo często od małej formy się zaczyna, czasem robi się kilka małych tatuaży, łączących się w jednej stylistyce.
Żaneta Lipińska-Patalon
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.