Zabrałam brata… i wyruszyliśmy!
Czterdzieści krajów, pięć kontynentów, 114 tysięcy kilometrów. Całoroczna podróż, z której toruńska rodzina Łopacińskich wróciła w 2015 roku, odżyła jeszcze raz – w książce. „Zabrałam brata dookoła świata” to nie tylko dziennik, ale również przewodnik – gdzie wyruszyć z dziećmi, czego nie przegapić, jak sobie poradzić w drodze.
Dlaczego to siostra zabiera brata, a nie odwrotnie?
Wojciech Łopaciński: - Ponieważ Łucja była najmłodszą uczestniczą wyprawy, to jej było najtrudniej. Z drugiej strony energia naszej córki i otwartość napędzała nas wszystkich. To Lusia namawiała brata Wojtka na wyjazd.
Książka jest napisana w sposób nietypowy…
W.Ł.: - Tak, to chyba pierwsza w Polsce książka pisana na cztery głosy, z perspektywy czterech narratorów. W trakcie wyjazdu wszyscy robiliśmy zapiski, bez nich nie bylibyśmy w stanie odtworzyć faktów, szczegółów podróży. Żona spięła wszystkie nasze fragmenty i je zredagowała. Każdy czytelnik odnajdzie w tych narracjach cząstkę siebie – i mała dziewczynka, i nastolatek, i rodzic.
Część I opisuje Waszą podróż po Ameryce Łacińskiej – pierwsze 114 dni wyjazdu i odwiedziny dziesięciu krajów. Co czytelnicy przemierzą z Wami w kolejnych częściach?
- Początkowo mieliśmy plan, że w drugiej części uwzględnimy wyłącznie Amerykę Południową, ale potem zdecydowaliśmy, że dodamy do niej kilka krajów Afryki, między innymi wspomnienia z safari w RPA, wizytę w Parku Narodowym Krugera, Wodospady Wiktorii, opis pierwszego spotkania z dorosłym lwem. Kolejne części to Afryka, również ze smutną stroną tego kontynentu, jak muzeum ludobójstwa w Ruandzie, i może zahaczymy o Azję. Kolejna to Azja. Książki nie mają być wyłącznie dziennikiem z podróży, ale również przewodnikiem. Chcemy doradzić, jak tanio podróżować, jak podróżować z dziećmi, sugerować, co warto zobaczyć.
Czy macie odzew ze strony czytelników, że dzięki Waszej książce postanowili wyruszyć naprzeciw przygodzie?
- Niekoniecznie dzięki książce. Od samego powrotu z podróży dookoła świata dostawaliśmy sporo maili z informacją, że kogoś zainspirowaliśmy do wyjazdu. Nie zależy nam na naśladowcach, którzy rzucają wszystko i ruszają w świat. Cieszy nas, że ktoś podobnie jak my dostrzega ważność relacji w rodzinie, wzajemnego poznawania się podczas podróży, odkrywania siebie, do rezygnacji z ciągłego pośpiechu. Bo właśnie do tego chcielibyśmy zachęcić.
No właśnie, czego dowiedzieliście się o sobie nawzajem podczas rodzinnej wyprawy?
- O Lusi – że jest świetną organizatorką. Kiedy tylko dowiaduje się, że gdzieś mamy jechać, szuka informacji na temat danego miejsca. W przypadku Wojtka dowiedziałem się, że mam w domu faceta – w podroż dookoła świata wyjechał jako 12-latek, który wszedł ze mną na Kilimandżaro, sześciotysięcznik. To chłopak, który potrafił nieść plecak za swoją siostrę. Zmężniał. O żonie Elizie, że nie potrzebuje szpilek i torebki, że wszystko, co niezbędne do życia można zmieścić w jednym plecaku. A o sobie z perspektywy bliskich – że nie jestem taki straszny, jak się wydaje!
Kolejna podróż planowana jest śladami Stasia i Nel…
- Planujemy trzymiesięczną podróż z Egiptu do Kenii. Na razie szukamy partnerów, którzy wesprą naszą wyprawę, ale mamy już patronat marszałka Senatu Stanisława Karczewskiego. Jeszcze nie wiemy, kiedy wyruszymy. Na razie dzieci w lipcu wyjeżdżają na obozy w Polsce.
Rozm. Hanna Wojtkowska
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.