Głupi Transformers

Zatrważa mnie głupota współczesnego kina z Hollywood. Konkretnie chodzi o tzw. blockbustery, megawidowiska robione prawie w całości w komputerze. Nie, nie jestem „za stary i nie rozumiem nowych trendów”. Niestety głupota nie zna wieku i jest boleśnie ponadczasowa.

Przekonanie o szkodliwej głupocie nowego kina superbohaterskiego narastało we mnie powoli od kilku lat. Obejrzałem wszystkie klasyki gatunku. „Avengers”, „Transformers”, „Kapitan America”, „Thor” oraz poboczne. Żenujący „Dzień Niepodległości 2” też. Znam temat. W czym więc problem? W zdewaluowaniu pojęcia „rozrywka” do poziomu żenady.

Rozrywka nie musi i nie powinna być esejem o kinie Pasoliniego. Ma dawać nam wytchnienie i chwilę luzu. Problem pojawia się wtedy, gdy zamiast odświeżającej zabawy dostajemy zamulający fast food. Gdy zamiast fajnych pomysłów, mnożą się powielania schematów. I najgorsze, gdy jeszcze producenci tego hamburgera z wiórów starają się wmówić nam, że jest tam jakaś wyższa filozofia rządząca całością. Ładnie to nazwali „uniwersum”. Mamy więc uniwersum Marvela i inne. Takie same, schematyczne, przewidywalne, bezmyślne, szkodliwe.

Dlatego szkodliwe, bo uderzające w młodych, w dzieciaki. Dorośli obejrzą, wyjdą i koniec. Młodym próbuje się zaś meblować umysły. Kształtować tak, by wyprodukować wiernych i karnych odbiorców kolejnych części. To „uniwersum” obejmuje przecież także świat dziecka: zeszyty, piórniki, koszulki, zabawki, pudełka na drugie śniadanie... Batmany, Spidermany, Transformersy, Ironmany, Thory są w każdym zakątku domu. No to lecimy z młodym na każdą kolejną część. Kolejną dawkę superbohaterskiej żenady.

Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies . Zaktualizowaliśmy naszą politykę przetwarzania danych osobowych (RODO). Więcej o samym RODO dowiesz się tutaj.