Wydrukuj tę stronę
Zawód aktora to permanentne mierzenie się ze sobą
Łukasz Ignasiński z toruńskim teatrem jest związany od ośmiu lat Fot. Joanna Wojno-Wolska

Zawód aktora to permanentne mierzenie się ze sobą

Łukasz Ignasiński to aktor, który już od 8 lat występuje na deskach Teatru im. Wilama Horzycy. W minionym tygodniu, podczas Gali Wilamów, otrzymał on nagrodę w kategorii: Najpopularniejsza Aktorka lub Aktor 2016. W rozmowie dla Toronto Łukasz Ignasiński opowiada o znaczeniu tego wyróżnienia i kulisach swojej pracy.

Z Teatrem im. Wilama Horzycy jesteś związany od 2009 r. Jak podsumowałbyś tę współpracę?
- Do Teatru Horzycy trafiłem jeszcze na IV roku studiów, tuż przed obroną pracy magisterskiej. Nie ma co tu kryć – nie byłem wówczas doświadczonym aktorem. Teatr Horzycy był wtedy dla mnie pierwszym miejscem, gdzie mogłem rozwijać swoją karierę zawodową i zdobywać profesjonalny warsztat aktorski. Cieszę się, że jako nowicjusz zostałem wówczas bardzo ciepło przyjęty. Często w końcu jest tak, że każda nowa osoba w zespole musi zaskarbić sobie stopniowo uznanie kolegów i publiczności. Stopniowo poczekać na większe wyzwania i role.

Mówiąc o rolach, wielu mieszkańców Torunia, pamięta Cię w szczególności z postaci Hamleta czy Zbyszka z Bogdańca – czy istnieje jakiś „złoty środek” na odnalezienie się w danej roli?
- Gdyby istniał, to chciałbym go znać (śmiech). Byłoby to chyba zwyczajnie zbyt nudne, schematyczne i przewidywalne, gdybyśmy jako aktorzy mieli jakiś szablon czy wzorzec, jak tę pracę wykonywać. W zawód aktora nieustannie wpisana jest niewiadoma i permanentne mierzenie się ze sobą. Bezustannie trzeba udowadniać swoją jakość i wartość. Teatr jest bardzo ulotną materią, a o tym, że 2 lub 3 lata temu udało mi się stworzyć udaną rolę, nikt za chwilę nie będzie pamiętał. Trzeba nieustannie na nowo zapisywać się w pamięci odbiorców, którzy przychodzą na dane spektakle.

Aktorzy często przyznają, że życia teatralnego nie sposób zostawić za zamkniętymi drzwiami – czy tak też jest w Twoim przypadku?
- Czasami te dwa światy się przenikają, ale z drugiej strony nie mogę powiedzieć, że przynoszę daną rolę do domu i nagle jestem kimś innym. Z pewnością różnego rodzaju emocje i stres wychodzą razem z nami i towarzyszą nam przez pewien czas. Tak jest szczególnie w okresie przedpremierowym, kiedy jesteśmy ściśle powiązani z daną rolą. Jako aktorzy musimy być jednak profesjonalistami, którzy potrafią kontrolować swoje emocje.

Lokalni krytycy teatralni nieraz podkreślali, że to spektakle muzyczne są Twoją mocną stroną – faktycznie w tego typu repertuarze czujesz się najlepiej?
- (śmiech) Podchodzę do tego trochę inaczej, to jest ich opinia i jeśli tak jestem odbierany to oczywiście bardzo miłe. Muszę jednak przyznać, że nie posiadam wykształcenia muzycznego i jest to dla mnie za każdym razem spore wyzwanie. Tego typu spektakle wymagają ode mnie sporego nakładu pracy i kosztują wiele stresu. Jeśli jednak sceniczne to dobrze wypada i odbiór mojej pracy jest pozytywny, to ogromnie się z tego cieszę.

Nagroda w kategorii „Najpopularniejsza Aktorka lub Aktor” to wyróżnienie, które przyznaje publiczność – czy tym bardziej dla aktora jest to znacząca nagroda?
- Zdecydowanie tak. W końcu jako aktorzy to właśnie dla publiczności jesteśmy na scenie. Na styku tych dwóch energii powstaje teatr – nas występujących i tych, którzy przychodzą oglądać to, co pokazujemy. Wystarczy jeden widz i jeden aktor, żebyśmy mogli mówić o przedstawieniu. To dla widzów tworzymy spektakle i dzięki nim ta praca nabiera sensu. Jeśli w tym roku dla osób, które w Toruniu śledzą repertuar teatralny, okazałem się być najpopularniejszym aktorem, cieszy mnie to podwójnie.

Rozm. Olga Taraszka
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

pollyart