Wydrukuj tę stronę
Karol Kruszyński: Ciężka praca to moje drugie imię
Fot. Mateusz Patalon

Karol Kruszyński: Ciężka praca to moje drugie imię

Rozmawiamy z Karolem Kruszyńskim zawodnikiem motocross

Słyszałam, że tęsknisz za Hiszpanią?
-Jak tu nie tęsknić za nią skoro jest to taki piękny kraj. Krajobraz i mentalność ludzi jest całkiem inna niż tutaj w Polsce. Spodobało mi się to. Ostatni miesiąc spędziłem na treningach przygotowawczych do nadchodzącego sezonu właśnie w Hiszpanii, a dokładniej mówiąc w Katalonii. Ten obszar jest jednym z najlepszych w Europie do trenowania w okresie zimowym. Utrzymująca się słoneczna pogoda, górski klimat, oraz trudne tory na wysokim poziomie to jest to co prawdziwemu motocrossowcowi jest potrzebne do szczęścia. Razem z jednym z najlepszych trenerów w Europie Justinem Morrisem skupialiśmy się na moich słabych punktach i je poprawialiśmy, aby być jeszcze szybszym.

Czyli jednym słowem ciężka praca przed nowym sezonem?
-Dokładnie. Ciężka praca to moje drugie imię. Droga na sam szczyt góry jest wąska i pełna pułapek. Praca motocrossowca to ciężka robota. Każdego dnia budząc się rano myślę o tym jaki trening, czy jakie treningi mam do zrobienia, bo czasami kończę dzień z trzema na koncie. Motocross to dyscyplina wymagająca ogromnego wkładu fizycznego. Pod tym względem jest to jedna z najtrudniejszych dyscyplin na świecie. Ciężko jest się utrzymać na takim mocnym motocyklu przez 30 minut wyścigu, kręcić najlepsze czasy i robić z nim co tylko się chce. Tak potrafią tylko najlepsi na świecie.

Czy jest coś gorszego dla sportowca niż kontuzja? Walczysz, trenujesz, a nagle jesteś bezsilny, bez wpływu na cokolwiek...
-Faktycznie... chyba nie. Poświęcasz tysiące godzin, by osiągnąć swój upragniony cel a co za tym idzie ogromne pieniądze i mnóstwo swojego czasu, a tu nagle pojawiają się problemy z tym, żebyś mógł wsiąść na motocykl i wygrywać. Na nowo musisz poświecić cały rok przygotowań, aby dojść do formy. Mówi się „życie” jak Bogusław Linda w „Pitbullu”, ale z drugiej strony szkoda tych hektolitrów wylanego potu. W takich momentach zawsze mówię sobie, że wszystko jest po coś i wszystko zawsze ma sens. Początkowo nie widzisz tego sensu, ale z czasem zaczynasz go dostrzegać, rozumieć i w efekcie stajesz się jeszcze lepszy i jeszcze silniejszy.

Mówiąc o kontuzjach mam oczywiście na myśli też zeszły sezon. Jak go oceniasz?
-Sezon 2016 przebieg w kratkę. Jeszcze chwile przez sezonem czułem się bardzo silny i szybki. Wiedziałem, że utrzymując takie tempo przez cały sezon będę mógł walczyć o tytuł mistrza polski w klasie MX2 (do 250 ccm) i nawet w klasie MX OPEN (w Polsce klasie królewskiej). Niestety jeszcze przed sezonem, który się u nas w Polsce jeszcze nie zaczął, na drugiej rundzie mistrzostw Europy na Łotwie na jednym z potężnych skoków, popełniłem drobny błąd, przeleciałem przez kierownice, upadłem, a na mojej nodze wylądował motor. Zmiażdżona kość piszczelowa i złamana w dwóch miejscach strzałkowa dała w efekcie 4 miesiące przerwy. Na koniec sezonu wróciłem osłabiony, bez kondycji. Chciałem zakończyć sezon jeżdżąc. Na ostatniej rundzie Mistrzostw Polski w Gdańsku prowadziłem pół wyścigu w klasie MX2, co potwierdza moje wcześniejsze słowa. Drugie pół wyścigu modliłem się tylko by dojechać do mety, bo sił już nie było. Sezon 2016 zakończyłem miłym akcentem. Dostałem zaproszenie na pierwsze w historii zawody supercrossowe w naszym kraju. Supercross jest bardzo popularną dyscypliną w Stanach Zjednoczonych. Po tej imprezie dostałem zaproszenie na kolejne zawody w Holandii i to były moje ostatnie zawody. Supercross jest super dyscypliną. Spodobała mi się i kto wie, może w przyszłości będę ją uprawiać... zobaczymy co przyniesie czas.

Wiem, że jesteś młodym, ambitnym zawodnikiem i jak zapytam o plany na 2017 na pewno mnie zaskoczysz?
-Rozczarujesz się, bo dużej niespodzianki nie będzie. Priorytetem dla mnie na sezon 2017 będzie niemiecka seria ADAC. Są to zawody bardzo prestiżowe, blisko naszego kraju, gdzie przyjeżdża światowa czołówka. Te zawody chce przeplatać z paroma rundami Mistrzostw Europy, Holandii i Czech.

Planujesz również starty na „naszym podwórku”?
-Tak. Ten rok będzie chyba już ostatnim, w którym będę startować w Polsce. Pojadę pięć z sześciu rund Mistrzostw Polski. Na moje szczęście w regulaminie jest zapis, że jedna najgorsza runda odlicza się w klasyfikacji generalnej, więc tytuł najszybszego zawodnika naszego kraju niewykluczone, że wpadnie do mnie dwukrotnie.

To trzymamy kciuki i tradycyjnie będziemy informować o Twoich sukcesach. Za co trzymać najmocniej?
-Szczęście nie jest czynnikiem zależnym ode mnie, aczkolwiek "szczęście sprzyja wytrenowanym", natomiast nigdy nie jest go za wiele.

Rozm. Żaneta Lipińska-Patalon
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

pollyart