Wydrukuj tę stronę
Rozmawiamy z Janem Świerkowskim
Fot. Nadesłane

Rozmawiamy z Janem Świerkowskim

Astronom, artysta, kulturoznawca i podróżnik. W Toruniu znany jest między innymi jako twórca Instytutu B61. Obecnie mieszka w Lizbonie i oddaje się studiom doktoranckim i jednocześnie angażuje się w sztukę. W wywiadzie dla Toronto opowiedział o swojej pasji, powodach dla których zamienił Toruń na Lizbonę i czego Polacy powinni uczyć się od Portugalczyków.

 

Dlaczego zainteresowała Pana astronomia?
-To był przypadek. Studia zacząłem od filozofii i spędziłem tam rok, który mnie zawiódł i chciałem coś zmienić. Trafiłem na wydział fizyki na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika i przechadzając się po korytarzach zauważyłem plan zajęć astronomów. Nazwy przedmiotów brzmiały bardzo ciekawie, więc postanowiłem spróbować astronomii. Z czasem okazało się, że jest w niej o wiele więcej ciekawej filozofii niż w klasycznym ujęciu i od samego początku niesamowicie mnie to wciągnęło. Można więc powiedzieć, że poszukiwania i ciekawość świata sprawiły, że zainteresowałem się astronomią.

I tak zabrnął Pan do stopnia...
… Magistra. Studia doktoranckie z astronomii rozpocząłem w Toruniu, ale ich nie ukończyłem ponieważ w międzyczasie moje życie uległo zmianie, zmianie artystycznej. I to do tego stopnia, że już na drugim roku studiów doktoranckich porzuciłem je i wsiadłem do szalonego artystycznego pociągu, który z Estonii zmierzał do Portugalii. W tym pociągu reżyserowałem spektakl “Cosmic Underground” i już nie miałem czasu na studia. Teraz znowu jestem na studiach doktoranckich tylko, że tym razem na kulturoznawstwie w Lizbonie. Moje studia i moje życie potoczyło się inaczej niż się spodziewałem.

Czy to te studia były powodem przeprowadzki za granicę?
-Nie. Powodem przeprowadzki były moje działania artystyczne w ramach grupy Instytut B61. Punktem zwrotnym był wspomniany pociąg “Cosmic Underground”. On wywrócił moje życie do góry nogami. Po dwóch miesiącach podróży w pociągu “Cosmic Underground” przez kraje wschodnie jak Estonia, Łotwa, Litwa, Polska dotarliśmy do Portugalii. Z dwudziestoma kilkoma stopniami, pięknym oceanem i błękitnym niebem na koniec października wydawała się być rajem. Powodem mojej przeprowadzki była więc chęć jak najdłuższego pobytu w raju. Mieszkając w Portugalii zacząłem od pracy w polskiej ambasadzie, zorganizowałem pierwszy festiwal kultury polskiej w Portugalii i tak, krok po kroku, dotarłem do studiów doktoranckich.

To brzmi imponująco… Taka decyzja to poważny krok w życiu.
-Dziękuję za miłe słowa, ale często zastanawiam się czy robię dobrze, czy źle. Choć wydaje mi się, że póki żyjemy trzeba podejmować przełomowe działania - nawet kosztem dużych zmian i dużych wyzwań. Warto łapać okazje póki one są i póki jesteśmy w stanie je dostrzegać i realizować. To oczywiste, ale często zapominamy, że kiedyś będzie na to za późno.

Jakie są różnice między Polską i Portugalią? Polakami i Portugalczykami?
-Bardzo różni się natura ludzka. W Portugalii jest bardzo dużo słońca, czego my w Polsce nie doświadczamy przez ponad pół roku. Jak tylko pojawia się słońce ludzie stają się dla siebie mili i uśmiechnięci. Może jest to banalne i wydaje się, że nie ma to większego wpływu - przecież można mieszkać w dowolnym miejscu na ziemi i być szczęśliwym. Aczkolwiek ilość światła ma gigantyczny wpływ na życie. Zawsze, kiedy wracam do Polski uderza mnie brak serdeczności, skrytość. Przez to wydaje się, że jesteśmy raczej zamknięci, a Portugalczycy otwarci.

Mógłby Pan opowiedzieć jak powstał Instytut B61 i czym się zajmuje?
-Instytut B61 to grupa artystyczna w której współpracują ze sobą naukowcy i artyści. Pomysł polega na tym, że ze skomplikowanych teorii naukowych robimy awangardowe widowiska, czerpiące pełnymi garściami ze sztuki współczesnej, głównie performance’u, ale też instalacji i video art’u. Siedem lat temu przygotowaliśmy nasz pierwszy spektakl pod nazwą ”Ewolucja Gwiazd”, który pokazywał procesy zachodzące daleko w kosmosie, a jednocześnie przypominające życie człowieka. W pewnym sensie można powiedzieć, że gwiazdy się rodzą, żyją i na końcu umierają. Podobnie jak my. Po sukcesie tego spektaklu zaczęliśmy tworzyć kolejne, w których teorie naukowe i nietypowe zjawiska fizyczne są obrazowane przez współczesnych artystów. W sumie pokazywaliśmy nasze działania już kilkanaście razy, w pięciu krajach, współpracując m.in. z takimi tuzami jak Tomasz Stańko czy Stanisław Tym, ale też Kasia Groniec, Domowe Melodie, FISZ/EMADE czy związani z nami już na stałe L.U.C , Mateusz Kaczmarek czy Bracia Bartos. Trzon jednak zawsze był toruński, w Instytucie swoje prace pokazują m.in. Stefan Kornacki, Dominik Smużny, Dagmara Pochyła, Joachim Sługocki i Hubert Wińczyk, występują Paweł Tchórzelski, Łukasz Ignasiński, Radosław Smużny i Krystian Wieczyński, a usłyszeć można Mariusza Lubomskiego i Organka, czy ostatnio znów Małpę. Od strony naukowej wspierają nas Maciej Cegłowski, a także jedyni prawdziwi profesorowie w Instytucie, czyli Wiesława Limont i Maciej Mikołajewski. Instytut to jednak zawsze było szersze zjawisko, w którym udział wzięło bardzo wielu toruńskich twórców, naukowców, aktorów naszych teatrów i performerów. Nie do przecenienia jest rola chłopaków z NRD – Krzysia Wachowiaka i Łukasza Milewskiego i tych, którzy dźwigają Instytut na własnych barkach w najtrudniejszych momentach Wojtka Krawczuka, Michała Krawczyka, Łukasza Kaźmierczaka, Marcina Czarnoty i Dominika Kacprzaka. Ciągle pojawiają się też nowe osoby - ostatnio podczas spektakli w Krakowie i Wrocławiu do grona profesorskiego dołączyły Kasia Kosmos, Justyna Kącka i Bogna Morawska.

Jak ludzie odbierają Instytut? Czy jest duże zainteresowanie?
-Widać, że bardzo dużo ludzi interesuje się nauką, ale brakuje im ciekawego przedstawienia jej. Jednocześnie widać jak dużo ludzi jest znudzonych sztuką współczesną, która zajmuje się obiektem w galeryjnej przestrzeni z dołączonym opisem teoretycznym tłumaczącym przez dwie strony o czym jest praca. Instytut w ogóle taki nie jest. Jest działaniem bardzo widowiskowym i spektakularnym. Niestety nakłady potrzebne do tworzenia instytutu są bardzo duże, ponieważ wszystko wytwarzamy od zera i na raz. Wszystko pojawia się i znika. Tu i teraz, to nasza dewiza od ponad 7 lat. Sztuka Instytutu jest bardzo ulotna i efemeryczna. Instytut zawsze cieszył się dużą popularnością, ale koszty realizacji działań jednorazowych, site-specific nie pozwalają nam na np. tournee po Polsce z dwudziestoma spektaklami pod rząd chociaż widownia na pewno by się znalazła. Należymy do tego obszaru sztuki, który musi być objęty mecenatem, bo Instytut nigdy nie był i nie będzie, rozrywką dla mas. Wierzę jednak, że dzięki swojej wyjątkowości znajdziemy taki mecenat w Polsce lub za granicą.

Jest Pan teraz aktywny w Toruniu, w Polsce?
-Tak. Instytut B61 podczas Tofifest zaprezentował prapremierę interaktywnego filmu “Ewolucja Gwiazd”, którego pełna premiera odbędzie się w grudniu tego roku. W tym roku pokazywaliśmy również nasz spektakl we Wrocławiu podczas Przeglądu Piosenki Aktorskiej, niezwykle rozbudowanego ze względu na obchody Europejskiej Stolicy Kultury. I w tym całym blichtrze i przepychu, nasz spektakl został świetnie odebrany i uznany za największe wydarzenie tegorocznego przeglądu… takie rzeczy dają pozytywnego kopa, ale też rodzą pytania co dalej. Na pewno chcę skupić się na robieniu w Polsce rzeczy, które dają mi dużo satysfakcji i pozwalają realizować ciekawe projekty i spełniać marzenia.

Ma Pan jakieś pomysły, propozycje na zmiany w Toruniu, które by uatrakcyjniłyby to miasto?
-Uważam, że Toruń powinien postawić na swoich mieszkańców, ponieważ staje się zbyt turystyczny. Starówka się wyludnia i traci swoje funkcje jako centrum miasta. Martwi mnie to, że obserwujemy odpływ ciekawych, młodych ludzi, przedstawicieli klasy kreatywnej, którzy kończą studia i wtedy pobliskie metropolie jak Poznań, Warszawa czy Gdańsk bez problemu przejmują talenty wychowane w naszym mieście. Jeśli nie zatrzymamy ludzi kreatywnych, zostaniemy daleko w tyle.

Jakie są pańskie plany na przyszłość? Czy planuje Pan powrót do Torunia?
-Najbliższe cztery lata, czyli okres studiów doktoranckich, będę związany z Portugalią. Ponieważ jestem na studiach, które pozwalają mi na otrzymanie podwójnego dyplomu myślę o tym by rok spędzić na Uniwersytecie w Kopenhadze na tamtejszym wydziale sztuk pięknych. Czy wrócę do Torunia i osiądę na stałe? Raczej nie, ale nie sądzę, by Toruń przestał być częścią mojego życia. To zresztą chyba współczesny model Europejczyków. Żyjemy w kilku miastach na raz, zapominając o narodowości.

Rozm. Lena Paracka
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

pollyart