HRP Festival 2015

Sporo mamy w kraju festiwalów bluesowych. Są mniejsze, większe, praktycznie wszystkie mają swoją publiczność. W Toruniu po raz trzeci odbył się Hard Rock Pub Pamela Festival. Całkiem inny i różniący się od pozostałych. Od razu powiem, że zaintrygowała mnie już sama nazwa imprezy.

 

Miało być bluesowo przecież…No i było – hasło festiwalu nawiązuje tylko do miejsca, niezwykłego, niepowtarzalnego, klimatycznego, w amerykańskim stylu. Festiwal wymyślił właściciel pubu, Dariusz Kowalski, który od wielu lat pokazuje regularnie przeróżnych artystów z całego świata, z projektami ukazującymi przenikające się nurty muzyczne. To, co działo się w Pameli było jakby odzwierciedleniem zdarzeń, odbywających się na scenie klubu w ciągu roku. Kowalski Ameryki nie odkrył, ale nie nazywając tak wprost swojego projektu, stworzył coś na kształt AmericanaFestival. Wiadomo od zawsze, że od bluesa wszystko się zaczęło. Ale ten blues przeobrażał się, rozwijał i piękniał w bogatych okolicznościach kulturowych. Zacytuję The Americana Music Association – „ to muzyka, która czci oraz pochodzi z tradycji muzycznych korzeni Ameryki i jest inspirowana tradycjami kultury amerykańskiej.” A zatem muzyka korzeni, z bluesem jako fundamentem, wspaniale nostalgiczna, ale jednocześnie świeża i różnorodna oraz paradoksalnie – na wskroś nowoczesna. Na estradzie Pameli wszystko się przez dwa dni zgadzało – było dużo bluesa i rhythm and bluesa, zabrzmiał folk i bluegrass, nie zabrakło rockabilly, boogie i rocka a’ la Hendrix, czy Cream.

Zgodnie z ideą HRPP Festival, reprezentacja amerykańska była najsilniejsza, prezentując cztery różnorodne projekty z najwyższej półki. Nie zabrakło formacji brytyjskiej, bardzo dobrze wypadły również trzy polskie zespoły. Każdego z wykonawców łączył jeden wspólny, muzyczny mianownik. „ Back to the roots „ – powrót do korzeni, chociaż na różny sposób. W takiej formule festiwalu doskonale zaistniały dokumentalne filmy o The Rolling Stones i Jimi’ m Hendrixie. Zresztą, jedna z barwniejszych postaci wydarzenia, Lord Bishop Rocks, świadomie nawiązywał do twórczości Mistrza, reklamując swoje koncerty hasłem „ Hendrixian – Motor – Funk „. Blisko dwumetrowy facet z nowojorskiego Bronx od 20 lat balansuje pomiędzy gatunkami a jego największą siłą są szalone spotkania z publicznością w klubowych, kameralnych warunkach. Z latynoską sekcją rytmiczną pan Biskup rozgrzał Pamelę do czerwoności. Gitarowe sola a’ la Hendrix i czarny, soulowy głos w stylistyce funkowo – rhythm and bluesowej zrobiły swoje. Klimaty bluesowe, a jakże…, ale i „ Whole Lotta Love „ Led Zeppelin nie zabrakło w tym gorącym programie. Nie dało się również ustać w miejscu podczas występu kalifornijskiej młodzieży z Miasta Aniołów. Trio The Record Company poszło jeszcze nieco dalej, aniżeli Lord Bishop, w swoich bluesowych wędrówkach. Zgadzam się z opinią, że panowie sprawiają wrażenie „ owocu romansu Johna Lee Hookera z The Stooges „. Czyli co, mariaż bluesa z punk rockiem ? Chris Vos wykonujący „ Boom boomboom” mógł naprawdę kojarzyć się z Iggy Popem. Energia rozpierała i band i publikę. I refleksja – blues w punkowo – rock’n’rollowej, przebojowej wersji, to doskonały sposób na propagowanie klasyki wśród młodych. Z klasyką za pan brat pozostaje od lat też Kalifornijczyk, ale ze starszego pokolenia, John Clifton. Weteran sceny bluesowej Zachodniego Wybrzeża dał prawdziwy popis gry na harmonijce ustnej. Zresztą, swoją sztuką podzielił się z młodzieżą podczas warsztatów, a ze swoim bandem zorganizował już prawdziwie „ korzenny show". Do świata surowego, amerykańskiego folku wprowadziła słuchaczy MoriahWoods, dziewczyna z Kolorado, od roku żyjąca w Puławach. Z kolei Sean Webster przypomniał wspaniałe czasy brytyjskiego blues – rocka, Erica Claptona, czy Cream. Pięknie wykonał standard Etty James i ChickenShack – „I’drather go blind". Nostalgicznie zrobiło się również przy muzyce Sagittarius Blues Group. Po 30 latach Robert Lubera reaktywował tę grupę, która kiedyś towarzyszyła Tadeuszowi Nalepie. Młody, krakowski zespół Cheap Tobacco nie zdradza konkretnych inspiracji, poszukuje i zaskakuje najczęściej pozytywnie. Wokalistka, Natalia Kwiatkowska, ma olbrzymi potencjał, i co nie mniej ważne, robi mega wrażenie na męskiej części publiczności. Po raz kolejny potwierdziła klasę toruńska orkiestra MGM, tym razem w wersji akustycznej i świętująca premierę płyty, wydanej przez HRPP Pamela. Panie Kowalski, proszę wydawać kolejne krążki i niech Pan dalej robi koncerty. Ja czekam jednak przede wszystkim na czwartą odsłonę Festiwalu. To dobry kierunek. I tak trzymać!
Marek Wiernik

Korzystając z naszej strony, wyrażasz zgodę na wykorzystywanie przez nas plików cookies . Zaktualizowaliśmy naszą politykę przetwarzania danych osobowych (RODO). Więcej o samym RODO dowiesz się tutaj.